listopad 2024
N P W Ś C Pt S
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30

Droga Krzyżowa 2016

Na Wielki Post A.D.2016 - rozważania Rodzinnej Drogi Krzyżowej

Rozważania te, nadesłane przez Ojca Tadeusza, są dedykowane nam, Braciom Zewnętrznym oraz naszym rodzinom. Czas Wielkiego Postu niech będzie czasem refleksji o naszych codziennych postawach, a ta refleksja źródłem naszego nawrócenia.

--------------------

 RODZINNE KRZYŻE

 Droga krzyżowa w rodzinie

800x600

 

RODZINNE KRZYŻE

 

Droga krzyżowa w rodzinie

 

 

 

Wstęp

 

            Kiedy młodzi ludzie zaczynają budować związek, mają nadzieję, że zbudują coś trwałego, pięknego, uszczęśliwiającego. Czasem nie dopuszczają do siebie myśli, że przyjdą chwile prób, pojawią się krzyże, spadnie deszcz, zerwą się wichry, wzbiorą potoki i uderza w ten dom: w małżeństwo, w rodzinę. Takie jednak jest życie – wcześniej czy później na drodze rodziny pojawi się krzyż. Wtedy szczególnego znaczenia  nabiorą słowa kończące sakramentalną przysięgę małżeńską: „Tak mi dopomóż, Panie Boże wszechmogący, w Trójcy jedyny, i wszyscy święci”.

 

            Życiu małżeńskiemu i rodzinnemu towarzyszą różne krzyże. Wiele z nich spada na dom z zewnątrz. Jednak najcięższe rodzą się w samym środku domowego ogniska. Największym krzyżem rodziców jest życie ich dzieci: gdy przychodzi choroba, pojawia się uzależnienie, kontakty ze złym środowiskiem, gdy syn lub córka odchodzą od Boga. Najtrudniejszym krzyżem dla dzieci i młodzieży jest postawa rodziców: gdy w rodzicach wygasa wzajemna miłość, a pogłębia się obojętność i wrogość, gdy w domu pojawiają się nałogi, zdrada, przemoc, gdy pojawia się słowo „rozwód”, gdy rodzice zamiast swoim przykładem prowadzić do Boga, od Boga odpychają.

 

            Dziś, idąc z Jezusem Jego krzyżową drogą, uczmy się mądrej miłości. Właśnie takiej miłości – uprzedzającej, przewidującej, zapobiegliwej – potrzeba, aby żaden krzyż nie złamał małżeństwa i rodziny.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Stacja I

 

Jezus skazany na śmierć

 

 

 

Jezus został skazany na śmierć.

 

Jezus sam siebie – świadomie i dobrowolnie – skazał na śmierć.

 

„Nikt Mi życia nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać”.

 

A na co ty zostałeś skazany?

 

Na co wy, kobieto i mężczyzno, jesteście skazani?

 

Na co wy, matko i ojcze, jesteście skazani?

 

Na życie?

 

Na takie życie ?

 

Na pracę?

 

Na taką pracę?

 

Na małżeństwo?

 

Na takie małżeństwo?

 

Na dzieci?

 

Na takie dzieci?

 

Jak smutne jest życie mężczyzny i kobiety, gdy mówią, że zostali skazani na takie małżeństwo i taką rodzinę.

 

Jak tragiczni i przegrani są, gdy mówią, że sami się skazali na takie małżeństwo i taką rodzinę.

 

To ważne, jak rozumiesz swoje życie.

 

Jako życie, które jest błogosławieństwem i darem Boga przynoszącym szczęście?

 

Czy jako Zycie, które jest przekleństwem, męczarnią, więzieniem?

 

Jak patrzysz na swoje życie, małżeństwo, rodzinę, dziecko, powołanie i pracę? Także od ciebie zależy, czy twoje życie , małżeństwo, rodzina i praca będą źródłem szczęścia, czy staną się dla ciebie wyrokiem.

 

 

 

Stacja II

 

Ciężar krzyża

 

 

 

„A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego płaszcz, włożyli na Niego własne Jego szaty i odprowadzili Go na ukrzyżowanie”.

 

Jesteśmy na siebie skazani.

 

Mąż skazany jest na żonę, żona na męża.

 

Rodzice są skazani na dzieci, dzieci są skazani na rodziców.

 

Konsekwencją tego wyroku jest krzyż.

 

Krzyż jest ciężarem.

 

Ciężarem małżeńskiej przysięgi i małżeńskich obrączek.

 

Ciężarem wzajemnej troski o swoje prawdziwe dobro.

 

Ciężarem przyjęcia i dobrego wychowania dzieci.

 

Ciężarem wymagającego posłuszeństwa wobec swoich rodziców.

 

Krzyż jest ciężarem.

 

Ciężar małżeństwa i rodziny jest krzyżem.

 

Krzyż jest drogą.

 

„Małżeństwo i rodzina jest drogą do świętości, nawet wtedy, gdy staje się drogą krzyżową”.

 

Jezus dał nam ten krzyż, byśmy wspólnie doszli do świętości.

 

Nie pojedynczo, ale razem. Razem jako małżeństwo, razem jako rodzina.

 

Ja mojego męża – i to takiego męża! – mam doprowadzić do nieba.

 

To wielki krzyż.

 

Ja swoją żonę – i to taką żonę! – mam doprowadzić do świętości.

 

To wielki krzyż.

 

Oboje mamy swoje dzieci doprowadzić do nieba, do Boga, do świętości.

 

To wielki krzyż.

 

Ale taki jest ostateczny cel małżeństwa i rodziny – dom Ojca w niebie.

 

Tam miłość okazana w małżeństwie i rodzinie przejdzie w miłość wieczną.

 

Co czynisz, aby tam – w domu Ojca, w niebie – nikogo z twojej rodziny nie zabrakło?

 

Bóg kiedyś u bram nieba zapyta cię:

 

„Dlaczego jesteś tu sam?

 

Gdzie jest twój mąż, twoja żona, gdzie są twoje dzieci?”.

 

 

 

Stacja III

 

Pierwszy upadek – obojętność

 

 

 

„On sam dźwigając krzyż wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota”.

 

„A lud stał  i patrzył”.

 

Na drodze krzyżowej wielu było takich, którzy na Jezusa pluli, rzucali w Niego kamieniami, wykrzykiwali przekleństwa, popychali, szarpali.

 

Były też osoby współczujące, płaczące, pomagające – Matka Jezusa, Szymon, Weronika, płaczące kobiety, Jan, Maria Magdalena.

 

Najwięcej jednak było tych, którzy przechodzili obok z obojętnością.

 

Tak też jest w każdym małżeństwie i rodzinie.

 

Żeby działo się źle, nie potrzeba ostrych słów, krzywdzących czynów, zdrad.

 

„Jaka to wspaniała para, jak oni się kochają, jakie to jest dobrane małżeństwo” – mówią czasami najbliżsi.

 

Aby to małżeństwo się rozpadło nie potrzeba wielkich przeszkód – wystarczy, gdy pojawi się wzajemna obojętność.

 

„Jakie to jest kochane dziecka, jak dobre, jak mądre, jak świetnie zapowiada się jego przyszłość!” – mówią z zachwytem rodzice, dziadkowie, sąsiedzi.

 

Nie potrzeba wielkich pokus do zła, aby te nadzieje złożone w młodym człowieku prysły jak bańka mydlana. Wystarczy być wobec niego obojętnym. Kiedy ostatnio wsłuchałeś się w to, co żona ma ci do powiedzenia?

 

Kiedy ostatnio pochwaliłeś żonę, sprawiłeś jej prezent, powiedziałeś że ładnie wygląda, że doceniasz jej pracę w domu?

 

Kiedy spytałaś męża, dlaczego ucieka coraz bardziej w alkohol, dlaczego się zamyka, co go tak naprawdę w sercu męczy?

 

Kiedy ostatnio padły między wami słowa: „przepraszam”, „dziękuję”?

 

Czy wiecie, czym żyje wasze dziecko, z kim się spotyka, gdzie przesiaduje wieczorami?

 

Czy dostrzegasz sygnały, jakie do was wysyła dorastający syn lub córka?

 

By rozpadło się małżeństwo i popsuło się życie dziecka, wystarczy tylko być obojętnym.

 

Upadek przyjdzie szybko.

 

Stacja IV

 

Matka na drodze krzyżowej

 

 

 

„A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena”.

 

„A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu”.

 

Jezus był do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu.

 

Był do nas podobny w przeżywaniu dzieciństwa, w dorastaniu, w kształtowaniu się hierarchii wartości.

 

Maryja uczyła małego Jezusa pierwszych modlitw.

 

Przynosiła swojego Syna do świątyni i synagogi.

 

Uczyła go odkrywania woli Boga.

 

Jezus tę wolę Boga odczytywał i wypełnił w 100 procentach.

 

Maryja cierpiała.

 

Może nie wszystko rozumiała.

 

Wiedziała jednak, że tak trzeba, że właśnie tak musi się wypełnić wola Ojca. Cierpiała, ale zarazem miała głęboki pokój w sercu.

 

Wypowiadała swoje ostatnie fiat – „Niech mi się stanie według słowa Twego”. Jezus powiedział kiedyś: „Co człowiek sieje, to i zbierać będzie”.

 

A czego, ty matko, nauczyłaś swoje dzieci?

 

Czy jesteś dumna ze swojego dziecka?

 

Może dziś z lękiem patrzysz na każde wyjście z domu swojego syna lub córki? Może ze wstydem tuszujesz każdy jego wyskok?

 

Może ze łzami w oczach myślisz o synu, który dziś podnosi na ciebie rękę?

 

Może brzmią ci w uszach jego słowa: „Mam cię dosyć, mam dosyć tego domu, twojej wiary, twoich zasad. Mam tego dosyć!”?

 

Może płaczesz, bo widzisz, jak twoje dziecko stacza się w alkoholizm, przemoc, złe towarzystwo?

 

Matko, może dziś zostały ci już tylko łzy bezsilności?

 

Jeśli tak jest, to znaczy, że Bóg potrzebuje twoich łez.

 

Łez wypłakanych nad twoimi zaniedbaniami.

 

Łez, które mogą jeszcze zmiękczyć serce twojego dziecka.

 

 

 

Stacja V

 

Szymon i święty spokój

 

 

 

„Przymusili niejakiego Szymona z Cyreny, który właśnie wracał z pola, by niósł krzyż Jego”.

 

Szymon był rolnikiem.

 

Szymon był ojcem Aleksandra i Rufusa.

 

Gdyby wiedział, że go przymusza do pomocy Skazańcowi, poszedłby inna drogą. Jak łatwo wycofać się z niesienia krzyża czy z pomocy w niesieniu krzyża innych! Jak łatwo się poddać, zdezerterować!

 

Jak znaleźć tysiące powodów, by nie widzieć, nie słyszeć, nie być zmuszonym do czynienia dobra.

 

Jak trudno wyrwać człowieka z tłumu obojętności.

 

Jak trudno zachęcić go, by uczynił coś dobrego.

 

Nawet do dobroci trzeba człowieka przymuszać.

 

Jak bliski jest ten Szymon wielu mężom i ojcom.

 

Wracał z pola.

 

Był po kilku godzinach pracy.

 

Był zmęczony.

 

Chciał coś w domu zjeść.

 

Chciał odpocząć.

 

Jak wielu dziś jest takich ojców Szymonów!

 

Praca do oporu, w ciągłym biegu, by w domu niczego nie zabrakło.

 

Zmęczenia, rozdrażnienie.

 

A potem, powrót do domu i słowa: „Dajcie wy mi święty spokój!”.

 

I zaczyna się w domu, małżeństwie i rodzinie duchowa i emocjonalna śmierć ojca.

 

On nadal tam będzie, ale tak, jakby go nie było.

 

Czy ty – mężu, ojcze – nie jesteś takim Szymonem z Cyreny?

 

Czy jeszcze żyjesz życiem swojego małżeństwa, życiem swoich dzieci?

 

Czy nie zasłaniasz się słowami: „Ale o co ci chodzi? Przecież ja pracuję, by niczego wam nie zabrakło?”’

 

Szymonie!

 

Nie uciekaj w wir pracy.

 

W święty spokój.

 

Nie chowaj się za pieniędzmi, o które się tak troszczysz.

 

Dla swojej żony i dzieci ty jesteś najważniejszy.

 

Ważniejszy niż twoje pieniądze.

 

 

 

 

 

Stacja VI

 

Weronika uczy wrażliwości

 

 

 

„Nie miał On wdzięku ani blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał… Wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic”.

 

Kolejna porcja kurzu.

 

Następna dawka plwocin.

 

Kolejna fala krwi zalewającej oczy.

 

Wszystko wiruje.

 

Zacierają się ludzkie twarze.

 

Jezus idzie po omacku.

 

Delikatne, kobiece dłonie kawałkiem czystej tkaniny ocierają umęczoną twarz Chrystusa.

 

Idzie się łatwiej, gdy jest się umocnionym gestem wrażliwości i delikatności. Gdzie mamy się uczyć tej dobroci, wrażliwości, otwartości na potrzeby innych, jeśli nie w domu rodzinnym?

 

Gdzie w pierwszym rzędzie powinniśmy dostrzegać potrzebę pomocy?

 

Na czyją krzywdę mamy być bardziej wyczuleni, jeśli nie na krzywdę żony, męża, swoich dzieci, dziadków?

 

Tak niewiele trzeba, aby tak wiele zrobić, aby wspólne Zycie przynosiło radość. Najprostsze gesty znaczą najwięcej.

 

Najprostsze słowa mówią najszczerzej.

 

Najbardziej codzienne czyny poruszają najmocniej.

 

Gdzie w małżeństwach i rodzinach podziała się taka zwyczajna wrażliwość i delikatność?

 

Kiedyś obdarzaliście się najbardziej tkliwymi określeniami: „kochanie”, „skarbie”, „mamo”, „tato”.

 

A dziś?

 

Ta „moja stara”, ten „mój stary”, ci „moi starzy”.

 

Tkwimy w jednym domu jak bezduszne kamienie.

 

Nie widzimy tego, co najbliżsi mają wypisane na twarzy, w sercu.

 

Nie dostrzegamy jak bardzo są obarczeni cierpieniem, zmęczeniem, problemami.

 

Czy stać nas na delikatność i wrażliwość, która ociera cierpiącą twarz i serce najbliższych?

 

 

 

 

 

Stacja VII

 

Drugi upadek – zgorszenie

 

 

 

„Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza”.

 

Upadki bywają różne.

 

Przyczyny tych upadków też.

 

Jednym z najboleśniejszych przyczyn ludzkich upadków jest zgorszenie.

 

Uczynienie kogoś gorszym.

 

Najboleśniejszym z bolesnych jest zgorszenie dokonujące się w rodzinie.

 

Szczególnie zgorszenie dzieci, którego powodem są rodzice.

 

Można miesiącami uczyć dzieci i młodzież drogi do Boga.

 

Wystarczy jednak jedno nieroztropne zdanie i można tę drogę zniszczyć. Czasami nawet na zawsze.

 

Można latami dawać świadectwo pięknego, ofiarnego kapłańskiego życia. Wystarczy jednak jedno oszczerstwo wypowiedziane pod adresem księdza, aby zniszczyć długo budowane przez niego zaufanie.

 

Można wytrwale uczyć szacunku do ludzkiego ciała.

 

Wystarczy jednak, gdy matka lub ojciec przymkną oko na nieodpowiedni film, książkę czy czasopismo, aby przyszło zgorszenie pornografią.

 

Co z tego, że dziecko zna przykazanie „Nie kradnij”, jeśli ojciec zawsze coś wyniesie z zakładu.

 

Co z tego, że dzieci uczy się czystości języka, przekleństwo w ustach matki nauczy je czegoś innego.

 

Tak wiele jest możliwości zgorszenia.

 

Matko, ojcze – jesteście na świeczniku.

 

Wasze słowa, postępowanie, przykład mają moc większą niż nauczanie księdza, nauczyciela, a nawet papieża.

 

 

 

Stacja VIII

 

Niewygodne upomnienie

 

 

 

„Nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi… Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?”.

 

Jezus podnosi głowę, dostrzega zebrane kobiety.

 

Zawodzą i płaczą nad Nim.

 

Dobre, wrażliwe kobiety płaczące nad niewinnym Skazańcem.

 

Ale Jezus nie potrzebuje tych łez.

 

One są ucieczką od prawdziwych problemów.

 

Te łzy są tylko przykrywką – maską tego, co w sercach tych kobiet powinno budzić niepokój.

 

Niepokój, troska o wychowanie i postępowanie ich dzieci.

 

Łatwiej płakać nad innymi i w ten sposób zapomnieć o tym, nad czym trzeba zapłakać u siebie.

 

Tak wiele jest domów, w których rozlega się płacz rodziców nad sobą i nad własnymi dziećmi.

 

Płacz spóźniony!

 

Bardzo spóźniony!

 

Płaczą rodzice, którzy ulegli pokusie nieomylności w wychowaniu własnych dzieci.

 

Mówili kiedyś: „Kto zna nasze dzieci lepiej niż my”.

 

Nie umieli przyjąć uwag, upomnień, krytyki, dobrych rad.

 

Bo „Kto zna nasze dzieci lepiej niż my?”!

 

Upominała wychowawczyni.

 

„To niemożliwe!

 

Ja znam swojego syna!”

 

Skarżyła się sąsiadka.

 

„To niemożliwe!

 

Moja córka taka nie jest!”

 

Prosił ksiądz.

 

„To niemożliwe!

 

Co ksiądz może wiedzieć o wychowaniu dzieci?!”

 

A syn stał i się śmiał.

 

A córka patrzyła i kpiła.

 

A dziś?

 

Pozostał płacz.

 

Płacz spóźniony.

 

Ojcze, matko – czy umiecie przyjąć uwagi, rady, upomnienia?

 

Czy stać was na tyle pokory?

 

Byście nie musieli kiedyś płakać.

 

Płakać nad sobą.

 

 

 

Stacja IX

 

Trzeci upadek – nałogi

 

 

 

„On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas”.

 

Nie wiemy, ile razy Jezus upadł.

 

Może trzy razy, a może trzydzieści trzy…

 

Ważne, że za każdym razem powstawał z upadku.

 

Rodzina, choćby najświętsza, jest również miejscem upadków.

 

To jest wpisane w życie ludzi.

 

Także w życie każdego małżeństwa i każdej rodziny.

 

Upadki są próbą.

 

Powstawanie z upadków hartuje i wzmacnia.

 

Jest jednak wiele takich rodzin, w których upadek zaczyna być stylem życia.

 

 W których wydaje się, że już nie można, nie da się inaczej.

 

To małżeństwa i rodziny dotknięte nałogami.

 

Alkoholizm.

 

Narkomania.

 

Rozwiązłość.

 

Hazard.

 

Nienawiść.

 

Bieda.

 

Jak straszna jest przyszłość dzieci dorastających w takich domach!

 

Są to dzieci bez perspektyw, bez dobrych wzorców, poranione fizycznie, duchowo i emocjonalnie.

 

Najczęściej kontynuujące nałogi rodziców.

 

Czy stać mnie, aby pochylić się nad takim domem?

 

Lub by chociaż dziecku podać pomocną dłoń?

 

 

 

Stacja X

 

Odarcie ze skromności

 

 

 

„Przyprowadzili Go na miejsce Golgota, to znaczy miejsce Czaszki… Ukrzyżowali go i rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy”.

 

Droga krzyżowa była drogą ogołocenia.

 

Uciekli apostołowie.

 

Przed sądem odarto Jezusa z dobrej opinii.

 

Biczowaniem odarto Go ze skóry.

 

Odarto z powagi, koronując cierniem, dając płaszcz szkarłatny i trzcinę do ręki. Odarto Go z sił.

 

A wreszcie odarto Go z szat.

 

Odarto go z tajemnicy ludzkiego ciała.

 

Żyjemy w czasach, w których odziera się człowieka z szacunku do ciała.

 

Człowiek odzierany jest z tajemniczości i intymności.

 

Człowiek odzierany jest ze wstydliwości i skromności.

 

To, co powinno być chronione wstydem, staje się źródłem nieczystości, pornografii, zgorszenia.

 

Małżeństwo i rodzina nie są od tego wolne.

 

Deptanie czystości i świętości ludzkiego ciała zaczyna się często w rodzinie.

 

Rodzice, czy dajecie dobry przykład dzieciom?

 

Czy wiecie, jakie zdjęcia i filmy ma w swoim telefonie wasze jedenastoletnie dziecko?

 

Czy w spokojny i dojrzały sposób rozmawiacie z dziećmi o „tych sprawach”?

 

Czy nie zostawiacie tej ważnej edukacji ulicy, telewizji, starszym kolegom?

 

Czy nie przymykacie oka, gdy dziecko nie wraca na noc do domu, gdy w nocy siedzi przed komputerem, gdy całymi miesiącami nie przystępuje do Komunii Świętej?

 

Niemożliwe, aby z gnijącego źródła wypływała czysta woda.

 

Trudno, aby z nieczystego serca wypłynęły czyste wzorce.

 

 Czy możliwe, aby z zepsutego domu wyszło czyste dziecko?

 

 

 

Stacja XI

 

Niepotrzebny balast

 

 

 

„Była godzina trzecia, gdy Go ukrzyżowali”.

 

Nogi niosące niegdyś nadzieję, chodzące do chorych, głodnych, opętanych, zmarłych, zostają przybite do krzyża.

 

On już nigdzie nie pójdzie.

 

Ręce błogosławiące kiedyś dzieci, rozmnażające chleb, dotykające chorych, uzdrawiające cierpiących, teraz zostają przybite do krzyża.

 

Ta ręce już nic dobrego nie zdołają uczynić.

 

Jezus zostaje przybity do krzyża.

 

Bezradny.

 

Bezczynny.

 

W dzisiejszym świecie oznacza to, że

 

zbędny,

 

nieekonomiczny,

 

niepotrzebny.

 

Zdarza się, że i w niejednym domu ktoś może poczuć się niepotrzebny, zbyteczny.

 

Mąż, który tak dzierży władzę, że żona nie ma żadnego prawa głosu.

 

Zona, która tak prowadzi dom, że nie ma już w nim miejsca na zaangażowanie męża.

 

Dzieci – najlepiej jeśli ich nie ma, a jeśli są – to niech nie przeszkadzają.

 

A jak w takim domu traktowany jest starszy, chory człowiek?

 

Kim w domu jest stara matka czy ojciec, którzy są niedołężni, przy których trzeba wszystko zrobić?

 

Czy są traktowani jako zło konieczne?

 

Czy są zbytecznym, nieekonomicznym, zawadzającym balastem?

 

Szanując swoich starszych rodziców, inwestujesz w przyszłość.

 

Kiedyś ty będziesz stary, niedołężny, potrzebujący opieki.

 

Dlatego już dziś pracuj na szacunek, który inni ci okażą w twojej chorobie i starości.

 

 

 

Stacja XII

 

Spalać się z miłości.

 

 

 

„Wykonało się!”

 

Jezus oddał życie.

 

Nie został zabity.

 

Sam życie oddał.

 

Taki jest najgłębszy sens każdego ludzkiego powołania – oddać życie z miłości.

 

Taka jest tajemnica dobrze zrealizowanego życia – aby w pełni żyć, trzeba swoje życie dać.

 

Człowiek posiada siebie w pełni, kiedy daje siebie z miłości.

 

Rodzina i małżeństwo to szczególna przestrzeń, w której powinna się realizować miłość ofiarna.

 

Nie żyjecie jako „ja” i „ty”, lecz budujecie wspólne „my”.

 

Żono, mężu jak rozumiesz słowa:

 

„Ślubuję ci miłość, wierność, uczciwość i że cię nie opuszczę, aż do śmierci?”

 

Czy te słowa są dla ciebie nieustannym wezwaniem do kochania więcej i mocniej, do ciągłego oddawania siebie?

 

Jak trudno te słowa realizować na co dzień, dzień po dniu, spalając się dla drugiej osoby!

 

Ślubuję ci – także wtedy, gdy będziesz się starzeć i będziesz mieć swoje humory. Ślubuję ci – także wtedy, gdy choroba dosięgnie i zniszczy twoją urodę.

 

Ślubuję ci – także wtedy, gdy po raz kolejny mnie zawiedziesz.

 

Ślubuję ci miłość – także wtedy, gdy będziesz mówić, że mnie już nie kochasz.

 

Ślubuję ci wierność – także wtedy, gdy ty okażesz się niewiernym.

 

Ślubuję ci uczciwość – także wtedy, gdy ty będziesz nieuczciwy.

 

Jak trudno wówczas dotrzymać danego słowa!

 

Jak trudno wtedy nadal kochać!

 

Może na dnie rozpaczy pozostanie myśl ostatnia:

 

„Nie złamię słowa, które dałem Bogu. Wytrwam w trudnym kochaniu do końca”.

 

 

 

Stacja XIII

 

W o toczeniu najbliższych

 

 

 

„(Józef z Arymatei) śmiało udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Piłat zdziwił się, że już skonał. Kazał przywołać setnika i pytał go, czy już dawno umarł. Upewniony przez setnika, podarował ciało Józefowi”.

 

Widowisko się skończyło.

 

Główny bohater przedstawienia zginął na krzyżu.

 

Tłum powrócił do domu.

 

Pozostali już tylko najwierniejsi.

 

Nie było tam tłumów, które przez trzy lata chodziły za Jezusem.

 

Nie było tych, którym dał chleb rozmnożony w cudowny sposób.

 

Nie było uzdrowionych, wskrzeszonych, wyzwolonych z opętania.

 

Byli za to ci, którzy przez całe życie pozostawali w Jego cieniu.

 

Ale ci byli najwierniejsi.

 

Trudności życia małżeńskiego i rodzinnego, to również wielka próba dla ludzi, których mamy wokół siebie.

 

W chwilach pomyślności są przy nas tłumy ludzi.

 

Mamy dużą rodzinę, wielu sąsiadów, dziesiątki znajomych.

 

Gdy pojawią sie trudności, problemy, kryzysy i choroby, ilu z tych ludzi pozostanie?

 

Ilu będzie potrafiło być przy nas i pomagać?

 

Ilu będzie z nami walczyć o przetrwanie?

 

A ilu powie, że to ni ich sprawa, że są zajęci, że mają swoje życie na głowie, że nie potrafią pomóc, że nie mają czasu?

 

Gdy małżeństwo zacznie mieć problemy lub zacznie się rozpadać,

 

 gdy porozumienie z dziećmi będzie coraz trudniejsze,

 

gdy ciężka choroba dotknie kogoś w domu,

 

kto z wielkiej rodziny pomoże?

 

A może znów się okaże, że z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciu?

 

Ilu sąsiadów znajdzie czas, by pomóc, a nie obgadywać za plecami?

 

Ilu zostanie przyjaciół, którzy będą na każde zawołanie?

 

Stacja XIV

 

Wspólne mieszkanie w niebie

 

 

 

„Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?”

 

My wiemy, że Jezus zmartwychwstał.

 

Dlatego gdy stoimy nad Jego grobem, nie ma w nas smutku, nie ma w nas łez.

 

Były już takie dni, że staliśmy nad grobem kogoś z naszych bliskich.

 

Będzie kiedyś taki dzień, że bliscy staną nad naszym grobem.

 

Ten grób ma stać się bramą do nieba.

 

Tam wszyscy mamy się kiedyś na nowo odnaleźć.

 

Czy wszyscy tam się kiedyś spotkamy?

 

Bóg w serce każdego z nas wmontował szyfr do niebieskiej bramy.

 

To przykazanie miłości Boga i bliźniego – dekalog.

 

Wystarczy pominąć jedną cyfrę, a brama się nie otworzy.

 

Jezus w niebie przygotował dla nas miejsce.

 

Dla ciebie, dla twojej żony, dla twojego męża, dla każdego z waszych dzieci.

 

Macie się tam kiedyś odnaleźć.

 

Dla każdego jest tam przygotowany kąt, miejsce, pokój, mieszkanie.

 

Miejsce, którego nikt inny nie może zająć.

 

To miejsce może jednak pozostać puste.

 

Gdy wracamy do domu po pogrzebie kogoś rodziny, doświadczamy pustki.

 

Pusty wydaje się nam pokój po zmarłym, pusty fotel, pusta szafka po butach.

 

Ta pustka boli i krzyczy.

 

Czy nie boisz się, że kiedyś taka pustka pojawi się w waszym mieszkaniu w niebie?

 

Czy jesteś spokojny, że wszyscy się tam kiedyś odnajdziecie?

 

Ty, mąż, żona, każde z waszych dzieci?

 

 

 

Zakończenie

 

 

 

Każdego dnia obserwujemy małżeńskie i rodzinne kalwarie.

 

Tysiące ludzi, którym się nie udało, których krzyż przygniótł do ziemi.

 

Wiele dzieci, których pozbawiono ciepła i bezpieczeństwa.

 

Wielu młodych, którzy patrząc na dorosłych, przestali wierzyć, że warto walczyć o wielkie ideały i wartości.

 

Wiele matek płaczących nad swoimi dziećmi.

 

Wielu ojców, którzy swoją postawą potwierdzają śmierć ojcostwa.

 

Wiele rozbitych małżeństw, gdzie sztucznym uśmiechem próbuje się zasłonić przezywany dramat rozstania.

 

Jezu Miłosierny, zanurz w swoim miłosierdziu tych wszystkich, którzy przyczynili się do rozbicia małżeństw i rodzin. A nam, idącym za Tobą – szczególnie małżonkom, rodzicom, dzieciom i młodzieży – daj łaskę budowania naszych rodzin na Tobie. Bądź dla nas skałą schronienia, skałą, o którą oprze się nasza wzajemna miłość.

 

„Tak nam dopomóż, Panie Boże wszechmogący, w Trójcy jedyny, i wszyscy święci, Amen”.

 

 

 

 

 

Normal 0 21 false false false PL X-NONE X-NONE MicrosoftInternetExplorer4 /* Style Definitions */ table.MsoNormalTable {mso-style-name:Standardowy; mso-tstyle-rowband-size:0; mso-tstyle-colband-size:0; mso-style-noshow:yes; mso-style-priority:99; mso-style-parent:""; mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt; mso-para-margin:0cm; mso-para-margin-bottom:.0001pt; mso-pagination:widow-orphan; font-size:10.0pt; font-family:"Calibri","sans-serif";}