kwiecień 2024
N P W Ś C Pt S
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4

Rekolekcje 2015

REKOLEKCJE 2015

---------------------------------------------------------------------------

 

KATECHEZA 1:

„Tworzyć nowych ludzi, oczywiście stawszy się samemu nowym człowiekiem” B. Jański


Ciągle słyszymy o potrzebie zmian, odnowy, „nowości”, „nowej jakości”… A może po prostu – potrzeba „nowego” człowieka, który z kolei będzie tworzył „nowe” społeczeństwo? Ale skąd wziąć takich ludzi? Chrześcijanin zna odpowiedź na to ważne pytanie i dlatego nie ustaje w nim nadzieja.

Święty czas rekolekcyjny jest czasem w którym przeżywamy refleksję nad istotą tożsamości chrześcijańskiej. Co to znaczy, że jestem chrześcijaninem? Dlaczego nim jestem? Jaki wpływ ma wiara na moje życie i otaczające mnie społeczeństwo?

Być chrześcijaninem, to znaczy być nowo-narodzonym człowiekiem. Wyraźnie to podkreśla sam Jezus Chrystus w rozmowie z Nikodemem: „Trzeba wam się powtórnie narodzić” ( J 3, 7 ) Ale czym jest ta nowość? Na czym polega chrześcijańskie „nowe życie” i jakie ma konsekwencje społeczne? Spróbujmy odpowiedzieć na te pytania sięgając do słów Pisma św.

Termin „nowość” jest niejako „przywiązany” do osoby i misji Jezusa. Wszystko, co robił Jesus, było „nowe”: nowe przymierze, nowe przykazanie, nowe stworzenie, nowy człowiek, dał nowe życie w Duchu, czeka na nas nowe niebo i nowa ziemia.

To Jezus daje nowość i trzeba zauważyć, że chodzi o totalną, całkowitą nowość, a nie tylko o jakąś przemianę starego w inne, lepsze. Ta całkowita, nowa rzeczywistość oznacza odrodzenie, czyli zrodzenie na nowo; pojawienie się czegoś, czego wcześniej nie było.

Powstaje pytanie: jak „być w Chrystusie”, jak stać się „nowym stworzeniem”? To duchowe odrodzenie sprawia w nas chrzest. Człowiek od Boga otrzymuje nowe życie, które całkowicie odmienia ludzkie myślenie, chęci.

Chrześcijanin żyjący „nowym życiem” jest „nowym człowiekiem”. Ale ten „nowy człowiek” jest celem, który stale musi być osiągany przez wierzącego. W tym życiu nikt nie może powiedzieć, że już go osiągnął. Nie może przestać dążyć w tym kierunku. Nie może przestać współpracować z łaską, nie może przestać się nawracać.

Nowy człowiek dąży do życia we wspólnocie. Nie „jakimś’ społeczeństwie ale pragnie budować „nową wspólnotę” przenikniętą „nową kulturą” oparta na Ewangelii.

Czy to tylko teorią? A może jednak „nowość” przyniesiona przez Chrystusa realnie wpływa na odnowę ludzi i społeczeństw? Patrząc na historię świata, Kościoła i naszych cywilizacji mówimy delikatnie „tak”.

Tak – bo bazujemy na wszechmocy i niezmienności Boga który udziela człowiekowi swojego życia i tym samym ochrania życie ludzkie.

Tak – ( z wahaniem) bo obserwuje ułomną naturę ludzką, która ucieka od Boga, nie chce się Jemu poddać.

Nie przestańmy tylko w teorii, pragną przetoczyć przykład konkretnego człowieka, który sam stawszy się „nowym” był w stanie wpływać na innych doprowadzając ich do „odrodzenia”, a przez to do kształtowania się „nowego społeczeństwa”.

Tą osobą jest żyjący w XIX wieku Sługa Boży Bogdan Jański.

Kim był? „Profesor ekonomii politycznej, pokutnik jawny i świecki apostoł emigracji polskiej w Paryżu, założyciel Zmartwychwstańców” JP II dodajmy : żyjący zaledwie 33 lata.

Od momentu swego nawrócenia, przemiany duchowej pragnął rozwijać wartości katolickie, odczytując je jako jedyną drogę człowieka do wolności osobistej, duchowej i społecznej, a nawet narodowej i społecznej. Pragnął, aby wartości chrześcijańskie były obecne w życiu prywatnym i publicznym. Uważał, że tylko na gruncie wiedzy katolickiej można odrodzić duchowo społeczeństwo. Bogdan dobrze wiedział, że nie stworzy się nowego społeczeństwa bez odrodzenia poszczególnych ludzi. Zdawał sobie także jasno sprawę, że bezwzględnie musi zacząć od samego siebie. Pisał: „Tworzyć nowych ludzi, oczywiście stawszy się samemu nowym człowiekiem” Opierał całą swoją siłę na Bogu, dlatego w modlitwie szukał sił do odrodzenia.

 

Śledząc życiorys Bogdana Jańskiego można zauważyć, że pragnął, aby człowiek odrodzony oddziaływał na innych ludzi, a tym samym na społeczeństwo. Uważał, że „Szczęście każdego człowieka jest wcielone w szczęście społeczeństwa, a szczęście każdego narodu zależy od szczęścia wszystkich innych ludów”. Zdając sobie sprawę, że „poprawa, reforma społeczna, ma nastąpić przez odrodzenie się pojedyncze i stowarzyszanie się odrodzonych”, zakłada wspólnotę.

17.lutego 1836 roku w Paryżu otwiera tzw. „Domek”, dla grupy młodych Polaków którym przewodzi duchowo. Członkowie tej wspólnoty w pierwszym rzędzie musieli pamiętać o własnym uświęceniu, o pracy nad własnym charakterem…

Może zrodzić się pytanie: czy Bogdan Jański może być potwierdzeniem, że „nowy człowiek” jest w stanie oddziaływać na innych, na ich przemianę, a tym samym prowadzić do odnowy społeczeństwa, do zaistnienia „nowego społeczeństwa” innymi słowy: „czy Jańskiemu się udało?”.

Odpowiadając trzeba wyliczyć:

- Bogdan Jański to człowiek świecki, żonaty

- żył tylko 33 lata ( z czego 6 ostatnich jako „nowy człowiek” )

- Wspólnota, którą założył trwa do dziś ( na 4 kontynentach )

- Jego przykład oraz idee ciągle inspirują wielu

- historia jego życia daje początek nowej szkole duchowości zmartwychwstańczej

Sam będąc duchowym zmartwychwstańcem taki widział cel swojego zgromadzenia: praca na rzecz duchowego i moralnego zmartwychwstania społeczeństwa.

Zgromadzenia kontynuuje misję swego Założyciela.

Zmartwychwstańcy w przeciągu 180 lat istnienia:

- zorganizowali od podstaw i prowadzili ponad 30 szkół podstawowych, średnich i wyższych,

- ponad 120 nowoczesnych parafii,

- budowali kościoły, szkoły, sierocińce i szpitale,

- wydawnictwa, redakcje, banki parafialne,

- przyczynili się do odrodzenia kobiet ( założyciele kilku zgromadzeń żeńskich ),

- wychowali: 4 kardynałów, ponad 30 biskupów, 100 profesorów teologów oraz kapłanów, siostry zakonne i ludzi świeckich

- 5 osób beatyfikowano i kanonizowano ( św. J.S. Pelczar, św. J. Bilczewski, bł. J. Balicki , bł. C. Borzęcka, bł. M. Darowska ),

- nowsze: średnie i wyższe Szkoły B. Jańskiego oraz Międzynarodowa Wspólnota Galilea

„Nowi ludzie dla nowego społeczeństwa” – i rzeczywiście, nie jest możliwa odnowa społeczeństwa bez odnowionych ludzi.

Z kolei najlepszym miejscem, aby doświadczyć odrodzenia jest chrześcijańska wspólnota. Tam można łatwiej odnaleźć Chrystusa i patrząc na przykład „nowych ludzi” pozwolić Mu ogarnąć siebie przemieniającą mocą Jego miłości.

Miłości, która objawia się w Misterium Paschalnym poprzez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie. „Nowy człowiek” uczy się żyć „nowym życiem” i wie że prawdziwe odrodzenia wypływa ze zjednoczenia z Jezusem Chrystusem. I tak jak Jezus poświęcił siebie dla dobra innych tak i my mamy się poświęcać dla dobra innych.

Pamiętajmy jednak, żeby nie idealizować doczesności. Idealnie będzie w niebie, gdzie już nie będzie łzy, cierpienia, bólu czy śmierci ( Ap 21, 2 – 5 ). Tymczasem tutaj na ziemi, ciągle musimy walczyć, pracować nad sobą oraz pozwalać Bogu działać w nas i przez nas. A czas rekolekcji jest doskonałą okazją, aby z nowym zapałem podjąć takie starania. Oby przykład Sługi Bożego Bogdana Jańskiego stał się modelem do naśladowania dla wielu zmagających się w pracy na rzecz „nowego człowieka” i „nowego społeczeństwa”.


KATECHEZA 2:

WSPANIAŁOŚĆ ZBAWIENIA

Od czego wybawił nas Jezus?

 

Czy potrafisz sobie wyobrazić, co czuła Maria Magdalena oraz inni uczniowie Chrystusa, gdy po raz pierwszy zobaczyli zmartwychwstałego Pana? Ich Mistrz i Nauczyciel został od nich zabrany i zgładzony w sposób najokrutniejszy z możliwych. Teraz jednak stał przed nimi żywy i pełen Bożej chwały. Serca uczniów musiały zadrżeć z przejęcia.

         Ta pierwsza radość ze spotkania ze zmartwychwstałym Jezusem, kojąca i wprawiająca w podziw, była zaledwie początkiem. Nieoczekiwany powrót Przyjaciela nie był jedynym powodem ich radości. Gdy Jezus otworzył ich umysły, dając im poznać, dlaczego musiał umrzeć i zmartwychwstać, pierwsi wierzący rozradowali się nie tylko samym jego widokiem, rozradowali się także wysłużonym przez Niego darem zbawienia.

         W tym miejscu, pragnę dzielić radość uczniów Jezusa, będziemy rozważać dar zbawienia. Zastanowimy się, co to znaczy, że Jezus zbawił nas przez swoją śmierć i zmartwychwstanie, i w jaki sposób zbawia nas On każdego dnia. Spróbujemy też wyobrazić sobie ten chwalebny dzień, kiedy Jezus powróci i zabierze nas do nieba – dzień, w którym osiągniemy pełnię naszego zbawienia.

         Pismo Święte mówi nam, że „nie przeznaczył nas Bóg, abyśmy zasłużyli na gniew, ale na osiągnięcie zbawienia przez naszego Pana Jezusa Chrystusa” ( 1 Tes 5,9 ). Wiemy, w jaki sposób Bóg umożliwi nam dostęp do tego zbawienia – przez krzyż Chrystusa. To właśnie na krzyżu zrealizowała się najważniejsza misja Chrystusa na ziemi – wybawienie nas od grzechu. To na krzyżu Jesus objawił nam, że przyszedł „dać swoje życie na okup za wielu” ( Mk 10, 45 ). Patrząc na krzyż, widzimy, że zawisł na nim „Baranek Boży, który gładzi grzech świata” ( J 1, 29 ).

Od czasów kościoła pierwotnego teolodzy, święci i liczni wierzący zmagali się z pytaniem, w jaki sposób śmierć Jezusa gładzi nasze grzechy. Niektórzy napisali na ten temat długie i skomplikowane traktaty. Inni proponowali krótkie, jednozdaniowe syntezy. Jednak większość po prostu wznosiła w górę ręce, wyznając z przejęciem tę głęboką i niepojętą tajemnicą: „Dla tych, którzy są w Chrystusie  Jezusie, nie ma już potępienia” ( Rz 8, 1 ).

Nie ma już potępienia! To takie proste i jednocześnie takie wspaniałe. Jezus złożył za nas w ofierze swoje życie, abyśmy mogli uzyskać przebaczenie i radować się z Nim na wieki. Z naszych barków został zdjęty ciężar poczucia winy z powodu dawnych grzechów. Każda zmaza grzechu, która nie pozwalała nam doświadczyć Bożej łaski i miłości, może zostać usunięta, gdyż jest już zmyta krwią Jezusa. Nasz grzech został raz na zawsze przybity do krzyża i nigdy nie powróci, aby nas nękać. Nigdy. Nie na darmo Ewangelię nazywamy Dobrą Nowiną!

Świadomość, że nasze grzechy zostały nam odpuszczone, to cudowne uczucie. Wystarczy przypomnieć sobie, jak czujemy się po dobrej, szczerej spowiedzi lub gdy przeżywamy bliskość Pana podczas Mszy świętej. Zamiast przygniatającego poczucia winy jest w nas pokój i odprężenie, będące owocem Bożej miłości i akceptacji. Wiemy jednak, jak mocne potrafią być pokusy – także te, które osaczają nas natychmiast po odejściu od konfesjonału albo po wyjściu z kościoła po zakończeniu Mszy świętej. Każdy z nas może wziąć do siebie słowa ostrzeżenia wypowiedziane przez Boga do Kaina: „Grzech leży u wrót i czyha na ciebie” ( Rdz 4, 7 ), gotów skoczyć ci do gardła przy pierwszej nadarzającej się okazji.

         Tu właśnie Dobra Nowina staje się jeszcze „lepsza”. Jezus bowiem nie tylko przebaczył nam grzechy, które popełniliśmy, ale wyzwolił nas z mocy grzechu.
Nie istnieje pokusa nie do przezwyciężenia, podobnie jak nie istnieje niewybaczalny grzech. Nie musimy czuć się bezradnie, gdy w naszym sercu wzbierają pożądliwości. Możemy przeciwstawić się zakorzenionym nawykom, takim jak plotkowanie, nadużywanie alkoholu, objadanie się, cynizm czy sarkazm. Wszystkie złe skłonności i pożądliwości, wszystkie złe postawy i przyzwyczajenia, które odbierają nam pokój, są przejawem mocy grzechu. Nie chodzi tu o sam zły czyn, lecz o skłonność do jego popełnienia. Dobra Nowina polega na tym, że gdyby nawet moc grzechu była wielka, Jezus wyzwala nas spod jej wpływu. On przez krzyż nie tylko wyjednał nam przebaczenie, lecz także zniszczył nieprzezwyciężoną dotąd władzę grzechu – w nas wszystkich!

         Katechizm Kościoła Katolickiego opisuje następująco stan człowieka, który przez chrzest został zanurzony w zwycięstwo Jezusa nad grzechem: „Chrzest nie tylko oczyszcza ze wszystkich grzechów, lecz także czyni neofitę <<nowym stworzeniem>> ( 2 Kor 5, 17 ), przybranym synem Bożym, który stał się <<uczestnikiem  Boskiej natury>> ( 2 P 1, 4 ), członkiem Chrystusa, a z Nim <<współdziedzicem>> ( Rz 8, 17 ), świątynią Ducha Świętego” ( KKK, 1265 ).

 „Nowe stworzenie” ; „Uczestnik Boskiej natury”; „Świątynia Ducha Świętego” – wszystkie te określenia mówią o tobie! Jeśli nawet ty sam tak tego nie odbierasz, to nic nie jest w stanie zmienić tego, co uczynił dla ciebie Bóg. Nie zmienią się też Jego plany i zamierzenia co do twojego życia. Na krzyżu Jezus zapłacił najwyższą cenę – za ciebie!

 Wydaje ci się to przesadą? Masz wrażenie, że określenia te są nierealistyczne i oderwane od życia? Nie martw się. Tak samo przez całe wieki myślały miliony ludzi. Jednak takie myślenie prowadziło ich do przekonania, że do końca życia są już skazani na popełnianie określonych grzechów. Skutkiem takiego myślenia jest również wizja życia chrześcijańskiego jako jednej wielkiej batalii z grzechem – tak jakbyśmy walczyli ze straszliwym smokiem, zdani wyłącznie na własne.

 Nie wpadaj w pułapkę! Jezus wybawił cię z mocy grzechu. Dokonał tego, czego sam nie zdołałbyś uczynić. To prawda, że odpieranie pokus do grzechu wymaga twojej współpracy. To prawda, że czasem bywa trudno. To prawda, że oprócz wygranych potyczek będą i przegrane. Jednak cały czas pamiętaj o tym, że nie jesteś sam. Pamiętaj, że choć skażony grzechem, jesteś nowym stworzeniem i to sam Chrystus działa w twoim sercu, umacniając je i uwalniając od zła.

 Najważniejszą z twoich codziennych decyzji jest złożenie wiary w Jezusie i Jego krzyżu. Każdego dnia, a zwłaszcza w momentach pokus i frustracji, przypomnij sobie prawdy Ewangelii: „W Chrystusie jestem nowym stworzeniem” ( por. 2 Kor 5, 17 ); „Jezus Chrystus umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (por. Gal 2, 20 ); „Prawo Ducha wyzwoliło mnie spod prawa grzechu i śmierci” ( por. Rz 8, 2 ); „Jezus mnie nie potępia. Mogę odejść w pokoju” ( por. J 8, 11; Łk 7, 50 ).

 Nie jest to kwestia pozytywnego myślenia, lecz wiary. A Wiera ma to do siebie, że pociąga za sobą łaskę. Ile razy wyznajesz wiarę w Boże obietnice, Bóg udziela ci swojej łaski, wskazując drogę wyjścia z ciemności zwątpienia, lęku i pokus.

 Pismo Święte mówi nam, że „Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali – łaskę  po łasce” ( J 1, 16 ). Od tronu Boga nieustannie płyną do nas niewyczerpane zdroje jego błogosławieństwa. On codziennie chce otwierać nam oczy na chwałę krzyża i coraz pełniej objawiać nam tajemnice naszej wiary, abyśmy umocnieni jego łaską, mogli mocniej kochać i lepiej Mu służyć. Wystarczy przyjąć Jego łaskę i wprowadzić ją w życie.

 Kiedy następnym razem spojrzysz na krzyż, wyobraź sobie, że Jezus mówi: „Uczyniłem to dla ciebie. Dla ciebie opuściłem niebo. Dla ciebie przyjąłem ludzkie ciało. Dla ciebie przelałem każdą kroplę krwi. Uczyniłem to wszystko, aby pokonać grzech – dla ciebie!”.

Oby te słowa zapadły ci głęboko w serce. Rozważaj ofiarę Jesusa. Powtarzaj sobie: „ On uczynił to wszystko jedynie po to, aby mnie zbawić”. A wtedy doświadczysz tej samej radości, której doznawali uczniowie, spotykając zmartwychwstałego Pana. Zaczniesz też doznawać jeszcze głębszej radości, która płynie z kosztowania zbawienia wysłużonego dla nas przez Jezusa. Stawaj więc przed Panem z radością! Ciesz się, bo On wybawił cię od grzechu i winy. Śpiewaj, tańcz i klaszcz w dłonie, gdyż przebywa w tobie Chrystus. Jesteś nowym stworzeniem!

 

 KATECHEZA 3

  ZBAWIENIA KTÓRE SIĘ WCIĄŻ DOKONUJE"

Jezus zbawia nas dzień po dniu


 Chrześcijaństwo to wielki paradoks. Z jednej strony Jezus zbawił nas przez swoją śmierć i zmartwychwstanie. Nasze grzechy zostały zmyte, nie musimy już żyć w niewoli lęku, niepokoju i poczucia winy. Jednak z drugiej strony nawet pobieżne spojrzenie na nasze życie wskazuje, że potrzebujemy jeszcze wiele „zbawienia”. W końcu nikt z nas nie jest doskonały.

 Pamiętajmy, że Jezus jest gotów zbawiać nas każdego dnia i wciąż wylewa na nas  swoją łaskę, abyśmy „coraz bardziej jaśniejąc, upodobnili się  do jego obrazu” ( por. 2 Kor 3, 18 )!

 Jest to jeden z najbardziej krzepiących aspektów Ewangelii. Jezus wciąż wybawia nas ze starych sposobów myślenia i postępowania, abyśmy mogli z każdym dniem coraz pełniej doświadczać jego miłości. Rozważmy więc kilka dróg, na których Jezus nieustannie wybawia nas od grzechu, od egoizmu, a nawet od nas samych.

 Każdy, kto przynajmniej przez jakiś czas żył w małżeństwie, potwierdzi, że nie jat to proste i łatwe. Niesie ze sobą wiele radości, wzruszeń, niewiarygodną satysfakcję, ale również stawia wymagania. Małżeństwo łączy dwoje ludzi, którzy mają swoje osobiste upodobania i uprzedzenia, nawyki i dziwactwa, marzenia i oczekiwania. Oznacza to zwykle, że zarówno mąż, jak i żona muszą do pewnego stopnia zrezygnować ze swojej odrębności. Muszą też poświęcić część swego wolnego czasu na to, by służyć sobie nawzajem. Nie mogą być po prostu dwiema pojedynczymi osobami żyjącymi pod jednym dachem. Jak mówi Pismo Święte, dwoje ma stać się jednym – a wiemy wszyscy, jak wielkim wyzwaniem może się to okazać!

 Co więc skłania ludzi do takiego poświęcenia? Miłość. To dzięki niej mąż i żona są gotowi do wzajemnych ustępstw. To miłość każe im zmieniać swoje nawyki i priorytety. A kiedy jedno z nich ulega pokusie egoizmu czy zaczyna się izolować, to właśnie miłość jest tym, co ratuje ich relację małżeńską.

 Podobnie działa Jezus w naszych sercach. On wciąż daje nam znaki swojej miłości. Cichym szeptem mówi o niej w naszych sercach. Objawia ją w pięknie stworzenia. Zapewnia nas o niej słowami naszych przyjaciół. Karmi nas nią, udzielając jej pod postaciami chleba i wina. Wciąż na nowo, na niezliczone sposoby, Jezus mówi nam, jak bardzo nas kocha. Nieustanie powtarza, jak cenni jesteśmy w jego oczach i jak bardzo jesteśmy dla niego ważni.

 Jest to miłość, która zbawia. Nie w sposób magiczny, poprzez usunięcie wszystkich problemów i uciszenie każdego głosu pokusy, lecz poprzez zsyłanie nam natchnień, myśli, a nawet uczuć pełnych miłości. Te przesłania z nieba dodają nam otuchy i motywacji do zmiany naszego postępowania. To miłość przynagla Pawła i jego towarzyszy (2 Kor 5, 14). To miłość płonąca w sercu Jeremiasza skłoniła go do głoszenia słowa Pana (Jr 20, 9). To  miłość obnażyła wewnętrzną pustkę bogatego młodzieńca i wskazała mu zupełnie nową drogę życia (Mt 10, 21).

 Niezależnie od tego, kim jesteśmy i jak wyglądało dotąd nasze Zycie, Jezus nas kocha. Niezależnie od obecnego stanu naszego serca Jezus wciąż ogarnia nas swoją miłością, dając nam przedsmak tego, co przygotował dla nas w wieczności. To doświadczenie Bożej miłości, bliskość Kogoś, kto akceptuje nas bezwarunkowo, kto dostrzega w nas wszystko to, co dobre i szlachetne, ma moc kruszyć nasze serca i skłaniać nas do zmiany – jeśli tylko zechcemy na tę miłość otworzyć.

Jak odczytywać znaki miłości Pana? W jaki sposób my, którzy już jesteśmy odbiciem Jego chwały, możemy „Jaśnieć coraz bardziej”? Mówiąc najprościej, wystarczy otworzyć serce na miłość Jezusa i pozwolić jej się kształtować. Wiemy jednak, że takie stwierdzenia brzmią zbyt ogólnie i górnolotnie, jeśli nie przełożymy ich na język konkretów. Spróbujmy więc skorzystać z praktycznej propozycji, która pomoże nam upewnić się, że rzeczywiście przyjmujemy miłość Jezusa i pozwalamy jej się zbawiać.

Zastanów się przez chwilę nad swoimi myślami i wewnętrznymi postawami. Pomyśl o siłach i motywacjach, które kształtują twoje postępowanie i prowadzą cię do konkretnych życiowych decyzji. Zastanów się, na przykład, jak twój stosunek do różnych kwestii – takich jak życie duchowe, wykształcenia, praca, małżeństwo, rodzina czy finanse – wpływa na twoje myślenie i relacje z otoczeniem. Następnie uświadom sobie, że mieszka w tobie Duch Święty, który wciąż działa w twoim sercu, próbując przekazać ci to wszystko, co mówił Jezus (J 14, 26). Gdy jesteś w szkole, w pracy, w kościele, w domu – nawet, gdy śpisz – On umacnia to, co w tobie dobre, i ukazuje ci te dziedziny, w których masz jeszcze wiele do zrobienia.

 Czy sądzisz, że te ciemne obszary budzą gniew Ducha Świętego? Czy sądzisz, że cię potępia lub źle o tobie myśli, ponieważ nie jaśnieje jeszcze w tobie w pełni chwała Pana? Nic podobnego! On we wszystkich dziedzinach twojego życia daje ci zakosztować swej miłości i mądrości. Podobnie jak Jezus, jest z Toba nie po to, by cie potępić, ale by zbawić (J  3, 17). Pragnie nauczyć cię myśleć i działać tak jak Jesus. Czyni to stopniowo we wszystkich sferach twojego życia, abyś mógł coraz bardziej upodabniać się do Jego obrazu.

 Codziennie w naszych głowach pojawiają się miliony myśli. Codziennie podejmujemy tysiące decyzji. Jak hojny jest Duch Święty, który poprzez swoje natchnienia uczy nas, jak możemy stawać się bardziej kochający i bardziej podobni do Chrystusa w każdej z tych myśli i decyzji! Z jak wielką dobrocią wykorzystuje każdą sposobność, by napełniać nas swoją łaską i wskazywać nam drogę!

 Bóg chce, abyśmy zwracali uwagę na to, co dzieję się w naszych sercach i umysłach. Pragnie pomagać nam w dostrzeganiu tych obszarów grzechu, które Duch Święty pragnie oczyszczać przy naszej współpracy. Nie chce jednak, byśmy nieustannie zajmowali się swoimi grzechami. Nasza skażona natura już i tak skłania nas do ciągłego koncentrowania się na sobie. Naprawdę nie potrzebujemy dodatkowych okazji do zajmowania się sobą.

 Przypomnij sobie Apostoła Piotra. Po aresztowaniu Jesusa wyparł się, że Go zna. Wyobraź sobie, jak bardzo musiał czuć się winny! Pomyśl, jak gorzko płakał i wyrzucał sobie swoją słabość! Co jednak zrobił Jezus, gdy spotkał się z Piotrem po swoim zmartwychwstaniu? Nie roztrząsał jego grzechów. Nie podsycał jego lęku ani nie wygłaszał słów potępienia. Powiedział mu po prostu: „Paś owce moje!” (J 21, 17).

 Dla Piotra drogą zbawienia nie było skupianie się na własnych słabościach, ale dawanie siebie innym. Jezus zdawał sobie sprawę, że jeśli Piotr poświęci swoje siły budowaniu Kościoła, a nie zbawianiu samego siebie, Duch Święty stworzy mu aż nadto okazji do pokonywania słabości i egoizmu!

 Jezus także nas wzywa do pasienia Jego owiec. Wie, że jeśli odpowiemy na to wezwanie, odkryjemy potężne działanie Ducha Świętego w naszym życiu. Zamiast traktować swoje obowiązki jako trudny do udźwignięcia ciężar, zaczniemy dostrzegać w nich naszą szansę. W każdej napotkanej osobie zaczniemy widzieć Pana, który zaprasza nas, abyśmy upodabniali się do Niego. Gdy będziemy bardziej otwarci na głos Ducha, zbawienie dokona się w nas pełniej, niż gdybyśmy przez cały czas skupiali się na sobie.

Drodzy Bracia, ten sam Jezus, który zbawił nas na krzyży, zbawia nas każdego dnia. Nie przestał zajmować się nami w dniu, w którym wstąpił do nieba. Także dzisiaj, siedząc po prawicy Ojca, dalej działa w naszym życiu, nieustannie nas zbawia, tak byśmy stawali się coraz jaśniejszym odbiciem jago chwały. Ciągle daje nam znaki swojej miłości. Mocą Ducha Świętego, który nas prowadzi i kształtuje, przemienia nas stopniowo na swoje podobieństwo. Posyłając nas na świat, byśmy paśli jego owce, Jezus czyni nas coraz bardziej godnymi nieba. Tak wspaniały jest nasz Zbawca!

 

 KATECHEZA 4

  Część 1: ZBAWIENIA KTÓRE SIĘ WCIĄŻ DOKONUJE"

Wezwanie do nowej ewangelizacji


    Na początek weź kilka głębokich oddechów. Nabierz powietrza, a następnie wypuść je z płuc. Czujesz się dobrze, prawda? A teraz ponownie weź głęboki oddech, ale tym razem nie wypuszczaj powietrza, lecz zatrzymaj je w płucach najdłużej, jak potrafisz. Przy odrobinie szczęścia wytrzymasz nieco powyżej minuty, po czym będziesz musiał je wypuścić. Tak zostaliśmy stworzeni przez Boga. Do życia potrzebny jest zarówno wdech jak i wydech.

    To proste ćwiczenie ilustruje ważną prawdę życia chrześcijańskiego. Jako katolicy mamy wiele możliwości „wdychania” tego, co daje nam Bóg: na modlitwie, przez lekturę Pisma św., we wspólnocie z innymi wierzącymi, a przede wszystkim w Eucharystii. Jednak „wdychając” te wszystkie łaski, musimy je również „wydychać”. Dlatego będę mówił o „wydychaniu” miłości i miłosierdzia Pana poprzez dzielenie się naszą wiarą z innymi.

    Słowo „ewangelizacja” trafiło do naszego katolickiego słownika w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci. Wcześniej kojarzyło nam się ono głównie z naszymi protestanckimi braćmi i siostrami, chodzącymi po domach i głoszącymi kazania na rogach ulic. Tak było dopóki papież Paweł VI nie ogłosił adhortacji apostolskiej Evangelii nuntiandi o ewangelizacji w świecie współczesnym. W dokumencie tym Paweł VI stwierdził jasno, że Kościół istnieje po to, by ewangelizować, oraz że Bóg wzywa wszystkich nas razem i każdego z osobna do udziału w tej jego misji.

    Kontynuując linię Pawła VI, zarówno Jan Paweł II, jak i Benedykt XVI uświadamiali nam, że nasza epoka rozpaczliwie potrzebuje nowej ewangelizacji. Obaj ukazywali nam potrzebę sprowadzania z powrotem do Kościoła naszych braci i sióstr katolików, którzy odpadli od wiary, a także docierania do tych, którzy nigdy dotąd nie słyszeli o Panu, aby i oni mogli przyjąć Jego zbawienia. Benedykt XVI posunął się do tego, że powołał w Watykanie  oddzielny urząd do spraw nowej ewangelizacji.

    Powoływanie się na papieży i kurię rzymską może w pierwszym momencie zniechęcić nas do nowej ewangelizacji – sprawić, że wyda nam się zajęciem dla „ profesjonalistów”. „Cóż ja mam do zaoferowania” – myślimy. „Nie jestem teologiem ani wykwalifikowanym mówcą. Nie wiedziałbym nawet, od czego zacząć”. Spróbujmy odpowiedzieć na te wątpliwości.

    Na początek wystarczy przyjrzeć się własnemu życiu, a przekonamy się, jak wiele mamy do zaoferowania. W tym tygodni na modlitwie osobistej zastanów się nad dobrocią Boga wobec ciebie. Spróbuj zrobić listę  najważniejszych łask, jakie od nie go otrzymałeś.

    Pomyśl najpierw o tym, że Bóg Stwórca znał cię – i bardzo kochał – zanim jeszcze pojawiłeś się na świecie. Już na samym początku napełnił cię „wszelkim błogosławieństwem duchowym” (Ef 1, 3) i nakreślił dla twojego życia plan, który ma ci zapewnić szczęście i wprowadzić cię w Jego pełną miłości obecność (Jr 29, 11 – 13; 2 P 1, 6 ).

    Uświadom sobie, że Bóg był z Tobą przez wszystkie dni twojego życia, stał przy tobie, gotów ci pomóc. Nawet w najczarniejszych godzinach, gdy popełniałeś swoje najcięższe grzechy, On wciąż dawał ci kolejne powody, byś mógł wołać wraz z psalmistą „Jego łaska na wieki” (Ps 136, 1).

    Teraz pomyśl, jak bardzo miłość Boga – skierowana do ciebie osobiście – jest mocna, skora skłoniła Go do wydania za ciebie swego jedynego Syna. Jezus dobrowolnie oddał swoje życie, abyś ty mógł osiągnąć zbawienia i zostać napełniony Duchem Świętym (J 10, 9).

    Pomyśl o wszystkich darach, których Bóg ci udzielił, a z których najważniejszym jest sam Jego Duch Święty. Pomyśl o tym wszystkim, co dał ci na chrzcie świętym i co wciąż ci daje w Eucharystii, w sakramencie spowiedzi, przez twoją rodzinę, wspólnotę parafialną i przyjaciół. Pomyśl, że On zawsze cie podnosi, gdy upadasz, że przebacza i zapomina twoje grzechy, że leczy twoje rany. Także podczas prób, którym cie poddaje, udziela ci swej mądrości, siły i pociechy.

    Każdy dobry dar pochodzi od Ojca niebieskiego (Jk 1, 17). Już sama świadomość tej prawdy ułatwia nam mówienie innym o dobroci i łaskawości Boga. Jak powiedział papież Benedykt XVI, dzielimy się po prostu „bezcennym darem, którego Bóg zechciał nam udzielić”.

 

Zastanów się przez chwilę nad swoimi myślami i wewnętrznymi postawami. Pomyśl o siłach i motywacjach, które kształtują twoje postępowanie i prowadzą cię do konkretnych życiowych decyzji. Zastanów się, na przykład, jak twój stosunek do różnych kwestii – takich jak życie duchowe, wykształcenia, praca, małżeństwo, rodzina czy finanse – wpływa na twoje myślenie i relacje z otoczeniem. Następnie uświadom sobie, że mieszka w tobie Duch Święty, który wciąż działa w twoim sercu, próbując przekazać ci to wszystko, co mówił Jezus (J 14, 26). Gdy jesteś w szkole, w pracy, w kościele, w domu – nawet, gdy śpisz – On umacnia to, co w tobie dobre, i ukazuje ci te dziedziny, w których masz jeszcze wiele do zrobienia.

 Czy sądzisz, że te ciemne obszary budzą gniew Ducha Świętego? Czy sądzisz, że cię potępia lub źle o tobie myśli, ponieważ nie jaśnieje jeszcze w tobie w pełni chwała Pana? Nic podobnego! On we wszystkich dziedzinach twojego życia daje ci zakosztować swej miłości i mądrości. Podobnie jak Jezus, jest z Toba nie po to, by cie potępić, ale by zbawić (J  3, 17). Pragnie nauczyć cię myśleć i działać tak jak Jesus. Czyni to stopniowo we wszystkich sferach twojego życia, abyś mógł coraz bardziej upodabniać się do Jego obrazu.

 Codziennie w naszych głowach pojawiają się miliony myśli. Codziennie podejmujemy tysiące decyzji. Jak hojny jest Duch Święty, który poprzez swoje natchnienia uczy nas, jak możemy stawać się bardziej kochający i bardziej podobni do Chrystusa w każdej z tych myśli i decyzji! Z jak wielką dobrocią wykorzystuje każdą sposobność, by napełniać nas swoją łaską i wskazywać nam drogę!

 Bóg chce, abyśmy zwracali uwagę na to, co dzieję się w naszych sercach i umysłach. Pragnie pomagać nam w dostrzeganiu tych obszarów grzechu, które Duch Święty pragnie oczyszczać przy naszej współpracy. Nie chce jednak, byśmy nieustannie zajmowali się swoimi grzechami. Nasza skażona natura już i tak skłania nas do ciągłego koncentrowania się na sobie. Naprawdę nie potrzebujemy dodatkowych okazji do zajmowania się sobą.

 Przypomnij sobie Apostoła Piotra. Po aresztowaniu Jesusa wyparł się, że Go zna. Wyobraź sobie, jak bardzo musiał czuć się winny! Pomyśl, jak gorzko płakał i wyrzucał sobie swoją słabość! Co jednak zrobił Jezus, gdy spotkał się z Piotrem po swoim zmartwychwstaniu? Nie roztrząsał jego grzechów. Nie podsycał jego lęku ani nie wygłaszał słów potępienia. Powiedział mu po prostu: „Paś owce moje!” (J 21, 17).

 Dla Piotra drogą zbawienia nie było skupianie się na własnych słabościach, ale dawanie siebie innym. Jezus zdawał sobie sprawę, że jeśli Piotr poświęci swoje siły budowaniu Kościoła, a nie zbawianiu samego siebie, Duch Święty stworzy mu aż nadto okazji do pokonywania słabości i egoizmu!

 Jezus także nas wzywa do pasienia Jego owiec. Wie, że jeśli odpowiemy na to wezwanie, odkryjemy potężne działanie Ducha Świętego w naszym życiu. Zamiast traktować swoje obowiązki jako trudny do udźwignięcia ciężar, zaczniemy dostrzegać w nich naszą szansę. W każdej napotkanej osobie zaczniemy widzieć Pana, który zaprasza nas, abyśmy upodabniali się do Niego. Gdy będziemy bardziej otwarci na głos Ducha, zbawienie dokona się w nas pełniej, niż gdybyśmy przez cały czas skupiali się na sobie.

Jest to dobry początek, ale jeszcze nie wystarczy, by iść do świata z wystarczającą pewnością siebie. Pozostaje wiele zastrzeżeń: „Czy ewangelizacja to nie zadanie dla księży?”, „Nie mam daru dzielenia się wiarą”, „Jestem zbyt stary ( młody, nieśmiały ), by ewangelizować”. Lub jeszcze inaczej: Nie jestem do tego wystarczająco przygotowany”.

To prawda, że każdy z nas ma swoje mocne i słabe strony. Każdy z nas mógłby być lepszym chrześcijaninem czy bardziej elokwentnym mówcą. Jednak w ostatecznym rozrachunku nie ma to większego znaczenia. Najważniejsze jest to, że powołał nas Jezus, a On wie, co robi. Bóg z upodobaniem powołuje „To, co głupie w oczach świata” (1 Kor 1, 27), do pełnienia swojej woli, gdyż wtedy jest przynajmniej jasne, że to On sam za tym stoi! Niezależnie od tego, czy twoim zdaniem jesteś, czy nie jesteś zdolny, Bóg właśnie ciebie wybrał na swojego świadka!

Rodzice są gotowi uczynić wszystko dla dobra swoich dzieci. Nigdy nie przestają ich kochać, nigdy się nie poddają. Nawet jeśli rodzicielstwo wymaga od nich trudów i niewygód, czynią to wszystko, bo wiedzą, że muszą. Czasami zdobywają się na to jedynie dlatego, że jest to ich zadaniem jako rodziców. I Bóg im za to błogosławi!

Podobnie i ty możesz być „opornym” ewangelizatorem. Nie uniemożliwia to jednak Bogu działania za twoim pośrednictwem. On pobłogosławi ci, gdy zdobędziesz się choćby na najmniejszy krok. Po prostu zacznij. Zobaczysz, że kolejny krok będzie już prostszy. A po nim kolejny i kolejny…

Pewnego dnia na początku swej działalności publicznej Jezus polecił rybakowi imieniem Szymon Piotr, aby wypłynął na głębie i zarzucił sieci na połów – chociaż Piotr właśnie powrócił z bezowocnego połowu. Pomimo początkowego oporu Szymon Piotr wypełnił polecenie Jezusa i rezultat okazał się cudowny (Łk 5, 1 – 11).

Rozumiemy oczywiście, że Łukasz nie opowiedział nam tej historii po to, by nauczyć nas właściwej techniki łowienia ryb. Ukazał nam natomiast dwie cechy, które powinny charakteryzować każdego, kto chce być „rybakiem dusz”: Wytrwałość i ufność w Panu. Dał nam do zrozumienia, że ewangelizacja jest w rzeczywistości nierówna współpraca z Jezusem. Wprawdzie dzielenie się wiarą wymaga od nas wiele kreatywności i trudu – czasami wielkiego trudu, który niekiedy wywołuje w nas zniechęcenie – jednak w swojej istocie ewangelizacja
jest przede wszystkim dziełem Boga.

Kiedy wydaje się nam, że trud przekracza nasze siły, a nasze wysiłki nie przynoszą owocu, pamiętajmy o tym, że to sam Pan przemienia ludzkie serca i prowadzi je do żywej wiary. My mamy w tym do odegrania swoją rolę, ale rola Boga jest o wiele większa – i o wiele ważniejsza. Kiedy więc czujesz się zniechęcony, jak Piotr tamtego poranka nad Jeziorem Galilejskim, przypomnij sobie, że w ewangelizacji nie chodzi przede wszystkim o twoje działanie, lecz o działanie Jezusa. Nie wszystko zależy od ciebie. Spróbuj więc zachować spokój i ufność. Stwórz Panu miejsce do działania, a On pobłogosławi twoje wysiłki.

W kazaniu na Górze Jezus powiedział do swoich uczniów, że są „światłem świata” (Mt 5, 14). Powiedział im też: „Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie!” (Mt 10, 8). Slowa te odnoszą się nie tylko do pierwszych uczniów, ale i do nas. Teraz my wszyscy jesteśmy uczniami Jezusa. On wzywa każdego z nas, abyśmy szli na cały świat i nauczali wszystkie narody (Mt 28, 19). Daje nam też tę samą obietnicę, którą dał uczniom w Niedzielę Wielkanocną – „A oto ja jestem z
wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20) – jakże ważną, gda na jego słowo wychodzimy do innych, dzieląc się z nimi swoją wiarą.



KATECHEZA 5
  NIE ZAPOMINAJ O PANU"

 

Głoszenie Dobrej Nowiny jest prostsze, niż się wydaje

 

Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. (Mt 10, 16)

Nie uważasz, że brzmi to dość złowieszczo? Czy to znaczy, że ewangelizując jesteśmy z góry skazani na przegraną? Czy owce mają jakiekolwiek szanse przeciwko wilkom?

W świecie przyrody raczej nie mają, zwłaszcza jeśli zabraknie im pasterza, który by je prowadził i bronił przed niebezpieczeństwem. Jezus jednak daje nam trzy powody do nadziei i ufności. Po pierwsze obiecuje, że będzie z nami po wszystkie dni. Po drugie, jest On i będzie nie tylko z nami, ale również z tymi, których poleca nam ewangelizować. A po trzecie, mówiąc o owcach i wilkach, już w następnych słowach udziela nam rady: „Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!” (Mt 10, 16).

Wzywając do roztropności, Jezus prosi, aby nasze słowa i czyny były wyważone i ostrożne. Nie otwieraj więc ust przy pierwszej okazji, lecz czekaj i módl się. Uważaj na to, co, kiedy i jak mówisz. Dbaj o to, by najgłębszym motywem twego działania była miłość do drugiej osoby. Słuchaj jej i czekaj na właściwą okazję. Niczego nie rób na siłę

Jezus chce również, byśmy byli nieskazitelni. W oryginale greckim użyte jest tu słowo „niewinni”. Bądź więc łagodny i dobry. Zdobywaj ludzi przez swoją prawość, współczucie i dobrą wolę.

Jeśli uda ci się znaleźć właściwą równowagę pomiędzy roztropnością a nieskazitelnością, twoja szczerość i miłość będą poruszać ludzkie serca. Bądź opanowany, ale i wrażliwy, ostrożny, a zarazem otwarty, a twoje świadectwo przyciągnie ludzi, którzy będą chcieli usłyszeć, co masz im do powiedzenia.

Jednym z najlepszych przykładów tej strategii jest historia o tym, jak św. Ignacy Loyola ewangelizował św. Franciszka Ksawerego – na długo przedtem nim w głowie Franciszka pojawiła się choćby jedna myśl o świętości.

W 1527 roku dziewiętnastoletni student Uniwersytetu Paryskiego Franciszek Ksawery celował w nauce i sporcie, jednak jego rodzina znalazła się w tym czasie w poważnych tarapatach finansowych. Franciszek próbował oszczędzać, dzieląc pokój z trzema innymi studentami, między innymi ze starszym od siebie o całe piętnaście lat Ignacym Loyolą. Franciszek, niespecjalnie religijny, wyśmiewał się z modlitw i pobożności Ignacego. Ten jednak nie dał się zniechęcić. Stopniowo zaprzyjaźnił się  z Franciszkiem – pomagał mu w nauce, interesował się jego sprawami, dawał mu dobre rady, wspierał go w trudnościach finansowych. Cały czas szukał też sposobności, by podzielić się z nim swoją wiarą i relacją z Panem.

Z czasem Franciszek zaczął doceniać swego pobożnego współlokatora, a szacunek do niego przerodził się w głęboką przyjaźń. Jego opory tajały, stał się bardziej otwarty na słowa Ignacego o Jezusie oraz na działanie Ducha Świętego w swoim sercu. W końcu zaczął żywić do niego najwyższą wdzięczność i czułość. Mówił o nim: „ojciec mojej duszy”. Powiedział kiedyś jednemu ze swoich krewnych: „Nigdy w życiu nie zdołam odpłacić mu za to, co dla mnie uczynił”.

Dziś czcimy Franciszka Ksawerego przede wszystkim za jego niestrudzoną działalność misjonarską w Indiach i w Chinach. Jest on wzywany na całym świecie jako patron misji. Tak by się jednak nie stało, gdyby nie wytrwałość i przyjaźń św. Ignacego Loyoli.

To, co dokonało się w sercu św. Franciszka Ksawerego, było dziełem Bożym. Oczywiście rola Ignacego była ważna – modlił się za Franciszka i działał z wiarą, poddając się prowadzeniu Ducha Świętego. Jednak przyjaźniąc się z Franciszkiem, Ignacy nie znał końca tej historii. Podjął ryzyko, poświęcając wiele czasu i energii bez żadnych gwarancji ostatecznego sukcesu. I my możemy postępować tak samo. Jeśli będziemy robić, co w naszej mocy, a resztę pozostawimy Panu, będzie w nas więcej pokoju – zwiększą się także nasze szanse na sukces!


„Ale ja nie jestem Ignacym!” Temu nie da się zaprzeczyć. Jesteś jednak dzieckiem Boga i świątynią Ducha Świętego. Nosisz w sercu Chrystusa , a Bóg wezwał cie i uzdolnił do głoszenia Ewangelii. Zastanówmy się więc, jakie kroki możesz podjąć – kroki, które odzwierciedlają postawę Ignacego.

1.    Bądź przyjacielem.


Głoszenie komuś przesłania o Bożej miłości wymaga czasu. Zasanów się więc, do kogo Bóg cię posyła, a następnie nie żałuj czasu na budowanie czy pogłębianie relacji z ta osobą. Ignacy doprowadził Franciszka do nawrócenia dzięki przyjaźni i łagodnej wytrwałości. Daj więc sobie czas. Nie przyśpieszaj. Ciesz się przyjaźnią z tą osobą. Ciesz się tym, że Bóg postawił ją na twej drodze.

2.    Dziel się swoim doświadczeniem Boga.

W miarę rozwoju waszej przyjaźni w naturalny sposób zaczną pojawiać się okazję do dzielenia się tym, czego Bóg dokonał w twoim życiu. Może nawet szczerze i bez oporów będziesz mógł rozmawiać o tym, jak odkrywasz w swoim życiu jego miłość. Kiedy pojawia się takie okazję, przyjmuj je jako wezwanie Ducha Świętego i mów z serca.
Jeżeli sądzisz, że nie masz nic, czym mógłbyś się podzielić, zastanów się nad tym na modlitwie. Przeanalizuj swoje życie i znajdź co najmniej kilka sytuacji, w których Bóg okazał ci swoją miłość. Uchronił cię od niebezpieczeństwa? Wskazał drogę? Obdarzył błogosławieństwem twoja rodzinę? Czy pamiętasz chwile, kiedy miałeś absolutną pewność, że Bóg jest z tobą? Zanotuj te wspomnienia i odczytuj je sonie od czasu do czasu, aby nie uszły ci z pamięci. Pamiętaj, że konkretne sytuacje życiowe przemawiają do ludzi mocniej niż wywody teologiczno-filozoficzne. Postaraj się więc dobrze je sobie przypomnieć i zapisać.

3.    Zapraszaj do wspólnoty chrześcijańskiej.

 Pewnego razu Filip próbował dzielić się swoja wiarą z Natanaelem. Powiedział mu: „Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy – Jezusa, syna Józefa z Nazaretu”. Jednak sceptycznie usposobiony Natanael odparł: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?”. Filip powiedział wtedy do niego: „Chodź i zobacz!” (J 1,45. 46).
Zapraszaj ludzi, aby „przyszli i zobaczyli”, co Pan czyni w twojej parafii. Może twój proboszcz jest dobrym kaznodzieją? A może w twojej parafii działa prężnie krąg biblijny, gdzie twój znajomy może „zobaczyć” obecnego wśród was Jezusa? A może wystarczy zaprosić go na organizowany w parafii festyn czy wspólną pielgrzymkę, gdzie będzie mógł nawiązać więcej kontaktów z osobami zaangażowanymi w Kościele?
Podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus obiecał swoim uczniom: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (J 13, 35). Kiedy zapraszamy innych, by „przyszli i zobaczyli”, nasze światło jaśnieje w szczególny sposób.

4.    Mów prawdę z miłością.

W jakimś momencie przyjaźni z Franciszkiem Ksawerym Ignacy zaczął objaśniać mu przesłanie Ewangelii. Tak samo będzie i z tobą. W jakimś momencie nadarzy się okazja, by podzielić się z przyjacielem prawdą, która dała ci wolność – prawdą o Jezusie Chrystusie.
Jak możesz podzielić się tą prawdą? Możesz opowiadać o wierności, miłości i współczuciu Ojca. Możesz wyznać, że śmierć Jezusa na krzyżu wyjednała nam przebaczenie nawet najcięższych grzechów. Możesz podzielić się tym, jak Bóg przemawia do naszych serc na modlitwie, i wyjaśnić, że ma On wspaniały plan na życie każdego z nas. Prawdy naszej wiary, zawarte w Credo, mają moc zmienić ludzkie życie. Nie bój się więc ich głosić.

Zawsze pamiętaj, że to Bóg, a nie ty, doprowadza ludzi do wiary. Nie zapominaj o tym, gdy ktoś z twoich bliskich przybliża się do Pana, gdy twój przyjaciel zgadza się pójść z tobą do kościoła lub zaczyna się modlić i czytać Biblię, a także, gdy twoje świadectwo dotknie czyjegoś serca i obudzi w nim nadzieję. Zauważaj te znaki i dziękuj za nie Panu.

Ponieważ jednak ewangelizacja jest dziełem Boga, za które On bierze odpowiedzialność, może się zdarzyć, że nie zobaczysz owoców, których pragniesz. Nie martw się tym. Po prostu umacniaj przyjaźń z ta osobą i spokojnie szukaj okazji do dzielenia się tym, co Pan czyni w twoim życiu. Nie rób niczego na siłę. Ciesz się przyjaźnią i pozwól Panu działać według Jego planu.

Wiele lat po pierwszym spotkaniu z Franciszkiem Ksawerym Ignacy nazwał go „najbardziej grudkowatym ciastem, jakie kiedykolwiek miesiłem”. Nawrócenie Franciszka kosztowało go wiele czasu, modlitwy, ofiary i miłości. W końcu jednak Pan zdobył serce Franciszka i przemienił je. Ignacy musiał chwilami zadawać sobie pytanie, czy gra jest warta świeczki, jednak w końcu jego wytrwała miłość wydała owoce. Twoja miłość także je wyda.

----------------------------------------------