listopad 2024
N P W Ś C Pt S
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30

Rekolekcje 2014

POWTÓRKOWE REKOLEKCJE INTERNETOWE

---2014 ---

 

ZOBACZ TO CO NAJWAŻNIEJSZE

 

( Wstęp )

 

Jestem księdzem. I tu może być problem, bo wielu kojarzy księżowskie gadanie z drętwą mową. Gdy tylko ksiądz otworzy usta wielu ludzi automatycznie „wyłączy fonię”. Czasem może to mieć pokrycie w rzeczywistości, czasem bywa bezmyślnie powielany stereotyp – to nie jest ważne.

 

By zabezpieczyć się przed tą ewentualnością chciałbym tym razem zacząć w stylu nieco innym, innym jaki uprawiają księża, z nadzieją na to, że ta inność może przykuć waszą uwagę.

 

Zatem zaczynamy.

 

Nie będzie mnie interesować czy chodzisz regularnie do kościoła, czy chodzisz w dzień powszedni…

 

Nie interesuje mnie czy mówisz pacierz, jaki jest on długi i czy jest pobożny…

 

Nie interesuje mnie kiedy ostatni raz byłeś u spowiedzi i czy robisz to regularnie…

 

Nie będę o nic pytał…

 

Nie obchodzi mnie czy kochasz Kościół, szanujesz księży, przyjmujesz ich po kolędzie, dajesz na tacę, nosisz krzyżyk czy medalik.

 

Naprawdę mnie to w ogóle nie interesuje!

 

Obchodzi mnie tylko jedno: czy jesteś blisko z Nim? Obchodzi mnie twoja relacja z Bogiem. Czy Go kochasz? Czy jesteś z Nim w przyjaźni? Tylko to się liczy, tylko to jest ważne.

 

Wytłumaczę to na przykładzie:

 

Mąż i żona. Żyją pod jednym dachem i cały świat ( ze szczególnym uwzględnieniem sąsiadek) zazdrości kobiecie tak wspaniałego męża. Troszczy się o dom, żonę i dzieci. Zarabia pieniądze, nie włóczy się po barach, chętnie pomaga dzieciom. Nie trzeba mu mówić o wyrzucaniu śmieci, chętnie wyręcza żonę w zmywaniu i prasowaniu. Mówią o nim „złota rączka” – naprawi cieknący kran, zrobi malowanie, położy panele.

 

Wspaniały mężczyzna, prawdziwy mężczyzna – nic dziwnego, że jest obiektem zazdrości.

 

Jest jednak w tym coś dziwnego … Wszystkie kobiety zazdroszczą, a JEGO kobieta nie jest szczęśliwa. Ma bardzo smutne oczy, popłakuje, zagryza wargi.

 

Czego ona chce? Jakie wnosi pretensje? Dlaczego nie docenia tego co ma? Ślepa? Głupia?

 

Ani ślepa, ani głupia. Wie dobrze, co on robi dla domu i dla dzieci. Wie, że jest to nawet wygodne. Wie jednak także to, co jest ich tajemnicą. Serce jej męża należy do innej. Nie, nie umawia się z nią, nie znika na noce. Obiecał to uroczyście i dotrzymuje słowa. Nie robi tego wszystkiego, ale serce nie sługa – należy do innej.

 

Zatem proszę przyznać – czy ona może cieszyć się przetkanym zlewem, obfitym rodzinnym budżetem i trzeźwością męża, gdy wie, że jego serce do niej nie należy?

 

Jeśli w sercu przyznałeś rację, to teraz spójrz na Boga i zastanów się, czy On się będzie cieszył twoimi mszami, pacierzami i medalikami, gdy twoje SERCE nie będzie do Niego należeć?

 

Wydaje się, że niektórzy uważają Boga za idiotę? Myślą, że pocieszy się On tym, co rzucą mu jako ochłap!

 

Bo ochłapem będzie nasze chodzenie do kościoła i recytowanie modlitwy, gdy nasze serce nie należy do Niego.

Dlatego powiedziałem na początku: nie obchodzą mnie religijne praktyki, bo wiem, że jeśli twoje serce będzie należeć do Boga to każdy będzie chciał się z Nim spotkać (Msza św.), będzie chciał z Nim pogadać (modlitwa), będziesz potrzebował Jego oczyszczenia (spowiedź) i o wiele, wiele więcej, ale o tym to już później – jutro i w następnych dniach naszych rekolekcji.

 

 

KATECHEZA 1:   MĘŻCZYZNA SKUPIAJĄCY SIĘ NA CELU OSTATECZNYM

Nikogo nie nazywaj szczęśliwym przed śmiercią,

bo człowieka poznaje się dopiero w ostatniej chwili.

( Syr 11,28 )

Umrzesz! Fajny początek, prawda? Wiem, wiem, ale chcę, żeby to do ciebie dotarło: UMRZESZ ! To najprawdziwsza z prawd. Właśnie to czyni nas wszystkich równymi. Bez względu na to, jak bogaci, sławni czy potężni jesteśmy, wszyscy prędzej czy później kopniemy w kalendarz – niezwykle pokrzepiająca myśl.

Ktoś może powiedzieć: „W porządku i co z tego?”. Otóż kiedy uda nam się już zaakceptować tę podstawową rzeczywistość, musimy się upewnić, że cokolwiek robimy, mamy w głowie tę ostateczną perspektywę. W Księdze Syracha Bóg mówi: „Nikogo nie nazywaj szczęśliwym przed śmiercią, bo człowieka poznaje się dopiero w ostatniej chwili” (Syr 11,28). Historia pełna jest przykładów ludzi, którzy zaczęli dobrze, a skończyli marnie. Musimy zrobić co w naszej mocy, by nie dołączyć do tego grona! Jeśli pamiętamy o okresie naszego życia, możemy zacząć zastanawiać się nad tym, co jest najważniejsze: Czego dokonam w czasie mojego krótkiego pobytu na ziemi? Co ludzie mają o mnie powiedzieć, gdy już wyzionę ducha? Czy moje życie warte było przeżycia? Czy będę osobą, która zmieniła świat? Czy będę kimś, kto dał więcej niż wziął, czy odwrotnie? Czy ktoś powie o mnie: „Uwielbiałem przebywać w jego towarzystwie; to był prawdziwy facet, który poświęcił swoje życie innym”? Czy raczej powie: „To był jeden z żałosnych gości, jakich miałem pecha spotkać w moim życiu”?

Co powiedzą o tobie inni ludzie?

Niedawno odszedł mój znajomy. Miał 70 lat. To był wielki człowiek, i do tego naprawdę dobry, ale miał też strasznie wybuchowe usposobienie. W kazaniu w czasie Mszy pogrzebowej celebrans powiedział: „ Staszek był człowiekiem o szlachetnym sercu i służył ludziom całym swym sercem – czasem z uśmiechem, a czasem z rykiem”. Ten człowiek nie był doskonały, ale na co dzień poświęcał swoje życie innym; to wystarczyło, by zapadł wszystkim w pamięci jako mąż Boży.

A co powiedzą o tobie na twoim pogrzebie?

Usiądź dzisiaj i zastanów się nad swoim ostatnim tchnieniem. Nie żałuj na to czasu!

 Co chciałbyś usłyszeć na własny temat od swojej żony?

A twoje dzieci – co mają powiedzieć o tacie?

Jakie świadectwo mają ci wystawić ludzie, z którymi pracujesz, albo ci, których dopiero co spotkałeś?

Dobrze przemyśl i przemódl tę sprawę! Zapisz, co chciałbyś usłyszeć od innych ludzi na swój temat, kiedy już nie będzie cię wśród żywych, a następnie uczyń to swoim celem. Powiedz: „Oto, co pragnę po sobie zostawić”, i zacznij żyć, mając przed oczami ten ostateczny cel. W ten sposób doprowadzisz do tego, że, gdy nadejdzie dzień twojej śmierci, ludzie, którzy cię znali, powiedzą to, co chciałeś od nich usłyszeć.

Swego czasu wielki protestancki kaznodzieja Billy Graham powiedział: „Widziałem, jak ludzie umierają. Niektórzy z konających są tak przerażeni, że krzyczą: Boję się! Nie chcę umierać! Pomóż mi, proszę! Tak bardzo się boję!. Widziałem też innych ludzi, którzy umierali z uśmiechem na twarzy, szepcząc: Jezu, wracam do domu”.

A z naszego zmartwychwstańczego podwórka. Kiedy umierał O. P. Smolikowski ostatnim zdaniem które wypowiedział wobec otaczających go współbraci w Krakowie było zdanie: Finita la mia musica - Skończyła się moja muzyka               ( muzyka mojego życia ).

W tym temacie pytanie o Boga jest nieodzownym etapem na twojej życiowej drodze; nim pójdziesz dalej, musisz odpowiedzieć sobie na fundamentalne pytanie. Czy wiesz, że Bóg istnieje? A jeśli nie, to co robisz, żeby dowiedzieć się, czy istnieje, czy nie?

Skąd niektórzy wiedzą, że Bóg do nich mówi? Skąd niektórzy wiedzą, że Jezus jest bardziej rzeczywisty niż cokolwiek innego?

Wierzysz, że JCH jest Bogiem?

Dlaczego w to wierzysz? ( Bo Biblia tak mówi. Muzułmanie mają swoją ‘Biblię’ i ona wcale nie mówi, że JCH jest Bogiem. Żydzi też mają ‘Biblię’, która nie uznaje JCH za Boga. A wg.  ‘Biblii’ mormonów JCH, owszem jest Synem Bożym, ale wcale nie takim samym, jak w wierze katolickiej. Co sprawia, że akurat nasza ma rację? )

Wierzę, że JCH jest Bogiem ponieważ Go znam. Doświadczyłem Go. Każdego dnia począwszy od 2003  każde poranne przebudzenie zaczynam od zawierzenia się Jemu. A zaczęło się wszystko od Słowa Bożego zawartego w Ps. 37 ….  Jest najważniejszą osobą w moim życiu. Ja Go znam.

Kochany, do tego ostatecznie wszystko się sprowadza.

A jak jest z tobą? Dokąd ty doszedłeś w swojej osobistej relacji z Bogiem? To są fundamentalne pytania – nie uciekaj przed nimi! Czy Bóg istnieje, czy nie? Czy JCH jest Bogiem, czy nie? Czy istnieje życie po śmierci, czy nie? Czy to wszystko to tylko strata czasu, czy może jest w tym jakiś sens? Co jest celem twojego życia?

Kiedyś, w czasach mojej młodości mieliśmy katechizm w którym można było przeczytać: Kto mnie stworzył? Stworzył mnie Bóg. Dlaczego Bóg mnie stworzył? Bóg stworzył mnie, abym Go poznał, kochał i służył Mu na tym świecie, tak by móc być szczęśliwym razem z Nim na drugim.

Jak widać, w wyznawanej przez nas religii podstawowym znaczeniem i celem ludzkiego życia jest poznanie Boga. Nie chodzi o to, by znać wiadomości o Bogu, lecz by znać Boga! A zatem pytam cię tu i teraz: Czy znasz Boga? Czy znasz Go osobiście? Czy masz z Nim intymną relację – taką, jaką masz ze swoją żoną, z najlepszym przyjacielem albo ze swoimi dziećmi? Czy znasz JCH? Jeśli w głębi serca musisz sobie odpowiedzieć: „Nie, nie mam pojęcia, o czy on mówi”, to znaczy, że nawet nie zacząłeś realizować swojego życiowego celu. Nawet nie zacząłeś!

A tymczasem gdy mowa o Królestwie Bożym, o wieczności w niebie – najwspanialszym ze wszystkich darów – myślicie, że wystarczy starać się być dobrym człowiekiem i od czasu do czasu chodzić do kościoła.
Czy naprawdę sądzicie, że Bóg jest aż tak naiwny?
Wierzymy, że zostaliśmy zbawieni przez łaskę, ale – jeżeli mamy naprawdę wygrać swoje życie – musimy przyjąć tę łaskę i żyć w niej, rozwijając talenty otrzymane od Stwórcy. Także ty musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, czy wystarczy ci, że będziesz wielki w sprawach ziemskich, czy też chcesz stać się wielki w oczach Boga.


Jeśli okazałoby się, że dziś jest ostatni dzień twojego życia, czy umarłbyś pojednany ze wszystkimi członkami swojej rodziny, ze swoimi kolegami z pracy? Czy jest ktoś, komu jeszcze nie wybaczyłeś? Może warto się tym zająć?            

W Ewangelii wg. św. Mateusza Jezus ostrzega: „Bo jeśli przebaczycie ludziom ich przewinienia, to i wam przebaczy wasz Ojciec niebieski. A jeśli ludziom nie przebaczycie, to i wasz Ojciec nie przebaczy waszych przewinień” (Mt 6,14-15 ).
Czy wykorzystujesz swoje talenty najlepiej jak potrafisz? Pamiętasz przypowieść o talentach z Mt 25,20…? Jezus stawia nam przed oczami człowieka, który udając się w podróż, wezwał sługi i powierzył im swój majątek. (przeczytać!)
Czy pomnażasz dary i talenty, jakimi obdarzył cię Bóg, czy też je marnujesz? Czy korzystasz z nich na chwałę Bożą, czy jedynie po to, by zaspokoić własną próżność? Jeśli dotąd nie posługiwałeś się swoimi talentami jak należy, najwyższy czas to zmienić! Póki życie trwa, nie jest za późno! Czy jesteś człowiekiem miłości? Miłość to także talent. Czy twoja żona i twoje dzieci wiedzą, że ich kochasz? Czy mówisz im to? Co widzą, kiedy patrzą w twoje oczy? Czy widzą kochającego męża i tatę? Jak powiedział św. Jan od Krzyża, „o zmierzchu życia będziemy sądzeni z miłości”.

Zanim pójdziemy w tych rekolekcjach dalej, zachęcam cię, byś uczciwie odpowiedział sobie na pytanie: „W jakim punkcie się znajduję, jeśli chodzi o moją relację z Bogiem? Co robię w tej sprawie? Jeżeli w głębi serca stwierdzisz, że nie znasz Boga, proponuję podejmij konkretne postanowienia. Musisz sobie powiedzieć: „W porządku, przez najbliższe 12 miesięcy, od dziś poczynając, każdego dnia poświęcę określoną ilość czasu na to, by poznać Boga”.  To wymaga czasu! Poznanie Boga jest najważniejszym celem twojego życia.

Jeśli chcesz być mężczyzną, to stań się mężem Bożym!

Jeśli chcesz być mężczyzną, powiedz sobie twardo: „To wymaga czasu, tak samo jak czasu wymaga zarabianie pieniędzy, dbanie o zdrowie, uprawianie sportu i wszystkie te rzeczy, którymi na co dzień się zajmuję. Jeżeli potrzebuję czasu, by czynić postępy w tych dziedzinach, to potrzebuję go również, by poznać Boga”. Bóg musi stać się dla ciebie ważniejszy niż cokolwiek innego.


KATECHEZA 2:   CZTERY KROKI BUDOWANIA PRZYJAŹNI

 

Ania ma 26 lat. Jest piękną, zgrabną brunetką. Zdobyła świetne ekonomiczne wykształcenie – dyplom prestiżowego uniwersytetu. Mieszka w Krakowie. Zaraz po skończeniu szkoły wiele firm „zabijało się”, by pracowała dla nich. Wybrała pracę, która daje jej przyjemność jednocześnie zapewniając duże pieniądze.

 

Ania ma zamożnych rodziców. Już na studiach mieszkała w swoim mieszkaniu. Nie w żadnej klitce – ma luksusowo urządzony apartament w dobrej dzielnicy. Mimo zamożności nie poprzewracało się jej w głowie. Ma w tej głowie poukładane – świat wartości, cele, wiara. Wszystko na swoim miejscu.

 

Pozwólcie, że zadam ważne pytanie: Czy Ania …. jest szczęśliwa?

 

Piękna, mądra, zamożna! Czy jest szczęśliwa?

 

Nie wiem jaką dasz odpowiedź ( za tą odpowiedzią kryją się też twoje wartości), ale powiem jedno – ja znam Anię. Ania nie jest szczęśliwa, bo … Ania nie ma mężczyzny, który by ją kochał. A bardzo chciałaby mieć. Mieć tego jedynego mężczyznę, którego pokocha i który ją będzie kochał. Mieć kogoś dla kogo warto żyć i pracować. Kogoś, kto będzie ją nosił na rękach i bronił. Kogoś, z kim będzie mieć dzieci.

 

Ania nie jest szczęśliwa, bo nie można być szczęśliwym bez miłości.

 

Teraz w tej historii wystąpi przełomowy moment: oto w którąś sobotę wieczorem przyszła do Ani koleżanka. Mała imprezka w kobiecym gronie, czyli babskie ploty. Oczywiście panowie też plotkują! Zaczęły od różnych drobiazgów, ale tak naprawdę przyszły tylko po to, by przekazać największego „newsa” jakiego miały.

 

Oto ich rewelacja: „Pojawił się w firmie facet … ale jaki!? Wysoki, zbudowany, przystojny, nieźle ustawiony życiowo, przy kasie – wyrecytowały jednym tchem. Robert ma na imię. Wiemy Aniu, że kasa dla ciebie to nie wszystko, facet jest pełen kultury, bardzo męski a jednocześnie romantyczny. Prawdziwy książę z bajki. Brakuje tylko, by przyjechał na białym koniu. I słuchaj kochana, on ciebie obserwuje, on o ciebie wypytuje. On, uwierz w to proszę, chciał od nas numer twojego telefonu. Oczywiście nie dostał. Ania uważaj, coś się kroi!”.

 

I moje kolejne pytanie: Warto się zastanowić i … jaka będzie spodziewana reakcja Ani? Czy Ania w tym Robercie się zakochała?

 

Głupia by była, gdyby się zakochała. Przyszły trzy kobitki opowiedziały coś, a ona już ma wzdychać do księżyca. Ania to mądra dziewczyna. Żadne zakochanie nie wchodzi w grę.

 

Powiedzmy jednak szczerze… Czy mogło ją to zaciekawić, zaintrygować?             Z pewnością! Czy gdy poszła do toalety poprawić makijaż i spojrzała na swoją śliczną buzię nie mogła sobie pomyśleć: „nie jestem taka ostatnia?”. I czy aby jakoś  wyżej nie trzyma głowy? Jasne, że nie na tym buduje się poczucie własnej wartości, ale zawsze to miło, gdy ktoś zwróci uwagę…

 

Do zakochania daleko, ale zaciekawienie Ani mogło być duże. Tak duże, że gdy Robert zadzwonił ( tamte oczywiście skłamały ), grzecznie się przedstawił i poprosił o spotkanie w kawiarni to … zgodziła się. Umówili się na 19.00. On przyszedł, jak przystało, piętnaście minut wcześniej. Ona, jak szanująca się kobieta, 15 minut się spóźniła. Siedzą przy stoliku naprzeciw siebie, przy ciepłej szarlotce piją kawę. Faktycznie… książę z bajki. Niczego sobie chłopak. Nie z takich, którzy gdy się odezwą, to od razu klęska. I popatrzeć, i porozmawiać. Szybko minął wieczór, a był to bardzo miły wieczór.

 

I … przerywam historię, by zadać kolejne pytanie: czy Ania tego wieczoru się zakochała? Albo inaczej, by trochę rzecz pokomplikować … czy wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?

 

Ania tego wieczoru … nie zakochała się. Powiem więcej, głupia by była, gdyby się zakochała. Zgodzę się na fascynacje i zauroczenie, ale na prawdziwą miłość za wcześnie.

 

Jest bardzo prosta i ważna prawda: prawdziwa miłość wymaga poznania, a prawdziwe poznanie wymaga czasu. Nie można poznać chłopaka na pierwszej randce. Każdy drań „zepnie się” na starcie. Każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony. Dopiero czas będzie weryfikował, dopiero czas ma szansę zedrzeć wszelkie maski. Powtórzę raz jeszcze, bo to niezmiernie ważne: prawdziwa miłość wymaga poznania, a prawdziwe poznanie wymaga czasu.

 

I tak właśnie było z Robertem i Anią – dali sobie czas. Zaczęli się spotykać i spotykali się tak często jak tylko mogli. Poznawali się, wspólnie przeżywali różne sytuacje. Nie potrafię powiedzieć dokładnie kiedy to było, ile czasu po pierwszej randce. Pamiętam tylko, że było to w niedzielę. Ania obudziła się rano i natychmiast przypomniała sobie sobotni wieczór. I zrozumiała wtedy jasno – to ON! Zrozumiała, że go kocha, że to ten mężczyzna, dla którego się urodziła, że to ta druga połowa jabłka, której szukało się przez całe życie. Zrozumiała, że dla tego mężczyzny chce żyć, chce rodzić mu dzieci, że chce gotować dla niego obiady i jeść te śniadania, które on przyniesie jej do łóżka.

 

Bardzo to wszystko romantyczne, dlatego czas na kolejne pytanie: czy w tym momencie można powiedzieć „… i żyli długo i szczęśliwie?”.

 

Historia domaga się pewnego zamknięcia. Tym domknięciem jest ślub. Nasza historia kończy się ( i zaczyna ) w ten sposób, że Ania i Robert pobierają się.

 

Bywaliśmy na ślubach i własnym i wiemy jak to wygląda. Młoda i piękna. Pięknie ubrani. Stoją przed ołtarzem, świadkowie odcinają odwrót, wzruszeni rodzice, uśmiechnięte koleżanki ( a w duchu zgrzytające zębami, że ona „już” a one jeszcze „nie”), marsz Mendelssohna.

 

Warto zauważyć – istota ślubu polega na publiczności. Zaprasza się gości, kościelny podtyka mikrofon, by wszyscy słyszeli. Kamerzysta wchodzi na plecy księdzu, by wszystko utrwalić. Składa się przysięgę i bierze się do tego świadków. Składa się ją przed Bogiem, ksiądz to słyszy. Mało tego – trzeba złożyć podpisy na odpowiednich dokumentach. Ślub ma wymiar publiczny. To ważne! Dzisiaj wielu chciałoby ślubować sobie miłość w gęstych krzakach za stodołą i wielu tak robi, ale prawdziwy ślub ma swoją rangę. Ważnych rzeczy nie czyni się w konspiracji. I każdy mądry to czuje. Piękny to był ślub, który kończy (i zaczyna) naszą historię. Kończy, bo jest to pewien finał ważnego etapu w życiu, ale i zaczyna, bo teraz naprawdę zaczyna się wspólne Zycie i pożycie, i wszystko.

 

Oczywiście tegoroczne katechezy rekolekcyjne nie będą tylko o Ani, ale też o Bogu. Oczywiście tak właśnie będzie, ale jeszcze raz spójrzmy na życie Ani, by zobaczyć, w pewnej syntezie, kolejne etapy rozwoju jej związku z Robertem.

 

Pierwszy etap to usłyszenie – owa damska imprezka w sobotni wieczór.

 

Drugi etap to spotkanie – pierwsza i kolejne randki

 

Trzeci etap to zakochanie – od tego niedzielnego poranka…

 

Czwarty to wyznanie miłości – ślub Ani i Roberta.

 

Cztery etapy, kroki, schody – nazwijmy to jak chcemy – budowania relacji, budowania miłości, przyjaźni. Jak się okaże jest to bardzo uniwersalny schemat.

 

I teraz już o Bogu. Ale nie o samym Bogu, bo Bóg nie chce być sam. On pragnie miłości człowieka, pragnie kochać i być kochanym. Opowiem zatem o Bogu i Piotrze – pierwszym z apostołów. By opowieść nie była schematyczna zacznę ją opowiadać od końca.

 

Po zmartwychwstaniu Jezus ukazał się apostołom i zjadł z nimi śniadanie. A potem ten słynny dialog z Piotrem. W Biblii ( J 21), ale zapewne wszyscy go pamiętamy. Jezus zadał Piotrowi trzy pytania: „Czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci? Czy miłujesz Mnie? Czy kochasz Mnie?

 

Popatrzmy ( przypomnijmy sobie kobietę, której mąż miał serce dla innej), że Jezus nie pyta: „Piotrze, czy chodzisz co sobota do synagogi? A na Paschę do świątyni? Czy studiujesz święte Pisma? Czy przestrzegasz mojego Prawa? Jemu chodzi tylko o jedno: Czy kochasz? Czy kochasz? Czy kochasz? Wszystko inne to pochodna – jeśli będzie miłość to będzie wszystko inne. Gdy miłości nie ma – wszystko inne nie jest nic warte. Piotr wyznaje swoją miłość. Wyznaje po trzykroć w obliczu świadków – pozostałych apostołów. Nie jest mu zapewne łatwo, bo pamięta na gorąco swoje trzykrotne zaparcie, ale wyznaje.

 

Potem to wyznanie ( właśnie wyznanie – mamy czwarty etap) potwierdzi swoim życiem i męczeńską śmiercią. Kiedy Piotr zakochał się ( trzeci etap) w Jezusie? Trudno powiedzieć, ale dla mnie osobiście tym momentem jest scena pod Cezareą Filipową ( Mt 16,13 nn ), gdzie na pytanie: „Za kogo mnie uważacie?”. Piotr odpowiedział, że za Mesjasza Bożego. Co to znaczy? Piotr pojął, że to ON! Pojął, że  Jezus to ktoś więcej niż cieśla, niż najmądrzejszy rabbi. Pojął, że spotkał kogoś, komu warto oddać całe życie. Przeżył swoją fascynację, uniesienie i zakochanie. Właśnie zakochanie. To bardzo ludzkie słowo, ale dobrze opisuje to, co powinno być między człowiekiem i Bogiem. To powinna być miłość a nie pańszczyzna, to powinno iskrzyć a nie wiać nudą, powinno być szaleństwo a nie rutyna, przyspieszone bicie serca a nie ziewanie.

 

Wracamy do Piotra. Gdzie jest jego drugi etap – spotkanie Jezusa? To całe trzy lata uczniostwa – chodzenia z Jezusem. Miał czas, by Go poznać. Słuchał Jego nauczania, widział jak uzdrawia, widział jak kocha ludzi. Widział Go „na scenie”, ale mógł także obserwować Go prywatnie. Poznawał Go takim jaki był naprawdę.

 

I na koniec początek historii. Początek relacji Piotra z Jezusem to usłyszenie. Do Piotra przyszedł jego brat Andrzej i powiedział: „Znaleźliśmy Mesjasza” (por. J 1,41 ). Zobacz dobrze: gdy Piotr usłyszał „znaleźliśmy Mesjasza” to przypuszczalnie ani myślał Go kochać i za Niego oddawać życie. Mógł się tylko zainteresować, mógł pomyśleć „może”?, mógł powiedzieć „sprawdzam” i … pójść na spotkanie. Tam gdzie mamy spotkanie jest szansa na poznanie. Gdy poznaje się Jezusa to poczyna się miłość. A poczęta miłość powinna zrodzić wyznanie i trwałe przymierze.

 

Popatrzmy dobrze: Piotr przeżył dokładnie te same etapy, które przeżyła Ania – usłyszenie, spotkanie, zakochanie, wyznanie. Może lepiej będzie powiedzieć, że to Ania przeżyła to, co przeżył Piotr, przecież żyła cokolwiek później niż on.

 

Te cztery etapy są na tyle uniwersalne, że dają się zastosować do każdego wierzącego. Najpierw o Bogu się słyszy. Przekazicielami tych wiadomości są rodzice, babcia. Potem katechetka czy ksiądz. Ktoś otrzymuje informacje o Bogu, Jezusie, Kościele, ale to jest tylko opowiadanie, to nie jest jeszcze bezpośrednie spotkanie. Kolejny etap następuje wtedy, gdy ktoś chce świadomie przeżyć swoje spotkanie z JCh. Nie mamy takich możliwości jak Piotr, ale i dzisiaj spotkanie z Jezusem jest dostępne. Jest to możliwe wtedy, gdy słuchamy Bożego Słowa (Pismo Święte), gdy rozmawiamy z Nim (modlitwa) i gdy doświadczamy tego, co nazywamy sakramentami. To SA trzy pola na jakich można dzisiaj spotkać Boga. A skoro spotkać to i poznać. Kto będzie się spotykał z Jezusem w Biblii, modlitwie i sakramentach, ten będzie Go poznawał. Jak Go dostatecznie pozna, to pokocha – taka kolej rzeczy, gdy pokocha to zapragnie z Nim być, z Nim żyć. Każdy człowiek jest w drodze, jest na jednym z czterech etapów (kroków), które prowadzą do Boga. Jedni idą, inni się zatrzymują, jeszcze inni wracają. Gdzieś jednak są, zajmują jakąś pozycję.

 

Teraz czas na to by pogadać o tobie. Gdy mówi się „ktoś”, „człowiek”, „wszyscy” to siłą rzeczy buja się na wysokim stopniu abstrakcji. Dlatego schodzę z obłoków, by teraz mówić o twoim życiu. TY jesteś  na jednym z tych czterech kroków. TY słyszałeś o Jezusie, TY Go spotykasz (może), TY Go pokochałeś ( albo i nie), TY wyznałeś swoją miłość do Niego ( albo nie masz najmniejszego zamiaru ).

 

Chcę byś odważnie określił to, gdzie jesteś. Zadawałem już kilka pytań ale te, które zadam teraz są najważniejsze.

 

Jaka jest twoja relacja do Jezusa? Jaka jest twoja z Nim bliskość? Czy w ogóle jest? Czy jest On daleki? Czy spotykasz się z Nim? Czy gdy myślisz o Nim żywiej bije twoje serce? Czy oddałeś Mu swoje życie?

 

To ważne pytania! I trudne! Z odpowiedzią poczekaj. Spróbuję pomóc.

 

Na pewno zrobiłeś ten pierwszy krok. Żyjemy w takim kraju i takiej kulturze, że jest to naturalne i oczywiste. Więcej czasu chcę poświęcić pytaniu o spotkanie się z Jezusem, czyli o twoją relację do słów Pisma Świętego, o twoją modlitwę i sakramenty.

 

Ktoś może powiedzieć, znów powołując się na życie w kraju o chrześcijańskiej tradycji i kulturze, że są to sprawy oczywiste.

 

Otóż nie są oczywiste.

 

Czytasz Biblię? Czytasz codziennie? Dlaczego czytasz? Można czytać Biblię i nie słyszeć w niej nawet jednego Bożego słowa. Można też zwyczajnie Biblii nie czytać – i to jest najczęstszy obrazek. Pewien ksiądz na kolędzie zapytał: „Czy u państwa w domu jest Pismo Święte?” Usłyszał: „Pismo Święte? Pismo Święte…? Nie…, nie mamy…, nie prenumerujemy…”. Byłoby śmieszne, gdyby nie było groteskowe.

 

A modlitwa? Gdy modlisz się szczerze i uczciwie to zapewne spotykasz się z Bogiem. Czy jednak tak właśnie wygląda twoja modlitwa? A może to bezmyślne klepanie? Może przyzwyczajenie. Od dziecka „paciorek, siusiu i spać”, więc jak czegoś brakuje to zasnąć nie można!

 

A sakramenty? Popatrz na te sakramenty, które teraz do ciebie „przychodzą”. I zobacz jak różnie może to być przeżywane. Gdy ktoś przychodzi na Mszę Świętą z pragnienia serca to spotyka się z Bogiem. Gdy jednak przychodzi tylko dlatego żeby mieć święty spokój…

 

Gdy ktoś idzie do konfesjonału, by szczerze pokutować to spotka się z Bogiem. Czy spotykasz się z Bogiem w sakramentach? Zbadaj jakość swojego spotykania się z Bogiem, a zbadasz jakość swego poznawania Boga. Nie spotykając się z Bogiem nie masz szans na poznanie Go. Nie poznając Go nigdy się w Nim nie zakochasz. Jeśli się nie zakochasz, to nigdy nie wyznasz tej miłości i nie oddasz Mu życia. Bo niby w imię czego?

 

Na jakim jesteś etapie? Usłyszałeś? Spotkałeś się? Zakochałeś się? Wyznałeś? Odpowiedź na te pytania nie służy szufladkowaniu i oskarżaniu. Dobrze jest uczciwie zdać sobie sprawę z tego, gdzie się jest, by zobaczyć perspektywę drogi i poczynić kroki – pójść we właściwym kierunku.

 

Kluczowe do tego schematu jest nasze spotykanie się z Bogiem. Gdy człowiek z determinacją i uczciwie decyduje się na spotkanie z Nim, to potem wszystko idzie już „z górki”.

 

Kolejne katechezy powiedzą dokładniej o naszym spotykaniu się z Bogiem, czyli obecności Biblii, ( modlitwy i sakramentów w naszym życiu – ale to już w przyszłym roku ).

 

Będziemy dalej spotykać się z Anią. Jeszcze jedno o Ani. Ja wiem, że to bajka. Nawet jak dziewczyna ma idealne wymiary, to na pewno ma pryszcz na nosie. A jak bogata, to niekoniecznie zdrowa. A jak zdrowa, to przynajmniej bez mieszkania. Takie jest życie.


Potraktuj to jak bajkę, ale pamiętaj, że bajki mają zawsze morały, czegoś uczą. Koncentruj się właśnie na tym, a nie na tym, że historia jest zbyt piękna, by była prawdziwa.


800x600

 

KATECHEZA 3:  SŁUCHAĆ TO ZNACZY POZNAĆ

 

 

Ania ma koleżankę. Dziewczyna ma na imię Matylda. Matylda jest głupia. Ja wiem, że nie powinno się tak mówić, ale tak po prostu jest. Jest głupia i tyle. Swoją głupotą różni się od Ani, ale nie różni się naturą. Tak jak Ania (i tak jak ja, i jak ty, pragnie kochać i być kochana). I stało się tak, że trafiła na swojego Romeo, który chciał się z nią umówić. Matylda mocno przeżywała ten fakt. Starannie się do tego spotkania przygotowała – kąpiele, solaria, balsamy, nacierania. Założyła specjalnie na tę okazję kupiona sukienkę. Chłopak przyszedł 15 minut przed czasem. Matylda, z niecierpliwością przyszła jeszcze pół godziny przed nim (mówiłem, że głupia?). Siedzi pełna napięcia przy stoliku, sączy wino i całą siłą woli powstrzymuje się od obgryzania paznokci. W kawiarni była dość głośna i natarczywa muzyka, wobec tego zatkała sobie uszy higienicznymi chusteczkami i dopchała stoperami. Gdy chłopak pojawił się chusteczki wystają jej malowniczo z uszu, a dziewczyna pod wrażeniem chłopaka już o tym nie pamięta. Wygląda głupio. Chłopak jest mocno przestraszony tym widokiem, ale siada przy stoliku. Zaczyna się randka. Chłopak mówił o sobie, o swoich zainteresowaniach, pasjach, o swojej pracy. Mówił co o niej myśli, co do niej czuje, jakie ma wobec niej zamiary. Matylda NIC z tego nie usłyszała, żadnego słowa. Ciśnie się pytanie: czy Matylda poznała tego chłopaka? Gdy chodzi o odpowiedź, zbyteczny jest pośpiech ( zatkane uszy ).

Otóż Matylda chłopaka … poznała. Tak! Poznała go, ale … bardzo powierzchownie. Mogła napatrzeć się na jego sylwetkę, rysy twarzy, oczy, ale nie mogła nic powiedzieć o tym, JAKI on jest, KIM on jest. A to chyba w miłości i w związku jest najważniejsze. Liczy się wnętrze. I to jest okazja do wypowiedzenia kolejnej życiowo ważnej prawdy: wnętrze poznaje się przez słowo. Jeśli chcemy komuś dać się poznać, to „wypowiadamy się”, wypowiadamy słowo. Owszem – potem życie musi nasze słowo potwierdzić, ale na początku jest słowo, przez słowo poznajemy i dajemy się poznać. Tak jak Matylda w naszej historii nie zachowa się najgłupsza nawet dziewczyna. Dlaczego więc opowiedziałem tę wymyśloną historię? Bo nie jest ona wymyślona – naprawdę! Tym razem to nie jest bajka. Matylda to ci wszyscy, którzy zaproszeni są przez Jezusa na randkę i … przychodzą nawet, ale nie zamierzają go słuchać. Czy nie jest tak w życiu? Czy nasze Kościoły (miejsce randki człowieka z JCH.) nie są pełne ludzi, którzy przychodzą i nie maja zamiaru niczego i nikogo (Nikogo) słuchać.

Tak na marginesie… O czym była Ewangelia czytana w ostatnią niedzielę w Kościele?

To co teraz powiem, należałoby powtórzyć dwa razy. Jeśli Jezus będzie do ciebie mówił, a ty nie będziesz zainteresowany, nie będziesz Go słuchał, będziesz „głuchy” na Jego słowa, to.. może poznasz Jezusa, ale będzie to poznanie baaardzo powierzchowne – poznasz twarz z obrazka (często kiczowatego). Nie poznasz Jego myśli, nie poznasz tego, co jest w Jego sercu, nie poznasz jaki jest Jego stosunek do ciebie, jakie ma plany. W rezultacie stracisz szansę na stworzenie jakiejś bliższej, bardziej osobistej z Nim relacji. Nie poznasz Jezusa, więc nie zbudujesz z Nim żadnej przyjaźni, nie zawrzesz żadnego przymierza. Więcej nawet – wracam do tej twarzy z obrazka – wyda ci się może, że Jezus to kicz.

I.                   Poznajemy przez słowo, dlatego ta katecheza mówić będzie o spotkaniu (i tym samym poznawaniu) Boga w Bożym Słowie.

 Na pewno masz w domu Biblię. Ta książka to Słowo, które Bóg mówi do człowieka. Słowo, które objawia Boży charakter, Boże zamiary i plany, Bożą wolę. W Biblii możemy poznać Boga. Pamiętasz, wypowiadamy się przez słowo. Otóż Bóg wypowiada się przez to Słowo, jakim jest Biblia. Tylko czy my tego Słowa słuchamy? Czy jesteśmy Nim zainteresowani? Czy czasem nie zakładamy sobie stoperów w uszy wcześniej napychając waty?

Nie wiem czy ty masz watę w uszach. Jeśli tak, to bardzo bym pragnął odkorkować twoje uszy. Tak byś zaczął słuchać Jezusa Chrystusa, byś dał sobie szansę poznania Go i zaprzyjaźnienia się z Nim. Chciałbym zachęcić cię i sprowokować, byś zaczął samodzielnie czytać Biblię, byś zaczął w Biblii szukać Boga. I chcę ci podpowiedzieć jak to robić.

Dawno temu żył sobie człowiek – św. Hieronim, który napisał kiedyś, że nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa.

Pewien ksiądz spotykając się z dorosłymi kandydatami do bierzmowania robił taki eksperyment. Prosił, by wszyscy wstali. Gdy już stali mówił im tak: „Stoicie, bo każdy z was miał w swoim ręku Pismo Święte, choćby Nowy Testament, który otrzymaliście przy waszej I Komunii. Proszę teraz, by stali dalej ci z was, którzy chociaż RAZ W ŻYCIU, z własnej nieprzymuszonej woli otworzyli to Pismo Święte i przeczytali chociaż jeden werset, inni niech usiądą.

Okazało się, że połowa, czasami więcej ludzi siadało.

A ty byś usiadł, czy stał dalej?

Ksiądz podkreślał – chodzi o czytanie z własnej i nieprzymuszonej woli. Tylko tak – bez powodu, raczej z wewnętrznej motywacji: zobaczę co mówi Bóg.

Usiadłbyś, czy stał dalej?

Ksiądz pytał dalej, czy ktoś zajrzał do Pisma Świętego w ciągu ostatniego roku, miesiąca, tygodnia. Już przy pytaniu o ostatni rok tylko jednostki stoją. Gdy pytał o wczoraj – siedzą wszyscy ( czasem tylko są wyjątki ).

A ty? Usiadłbyś czy stał dalej?

Jak zatem jest z tym spotykaniem się z Bogiem w Bożym Słowie? Jest, czy go nie ma? Jak wygląda to poznawanie – bo spotykanie jest poznawaniem? Poznajesz Boga, czy pozostaje On dla ciebie nieznany?

Ksiądz kontynuował swój eksperyment pytając kandydatów czy cokolwiek, z własnej woli, zjedli w ciągu ostatnich lat, miesięcy, tygodni, dni. Okazuje się, że „i owszem” – nawet zupełnie niedawno. Zadziwiający kontrast, a przecież Jezus uczy: „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych”. (Mt 4,4b) Chciałbym, byśmy uczyli się właściwej diety dla swojej duszy.

Skoro mam mówić o Biblii, to do niej zajrzyjmy. Konkretnie do Ewangelii Jana: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto nie wchodzi do owczarni przez bramę, ale wdziera się inną drogą, ten jest złodziejem i rozbójnikiem. Kto jednak wchodzi przez bramę, jest pasterzem owiec. Temu otwiera odźwierny, a owce słuchają jego głosu; woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je. A kiedy wszystkie wyprowadzi, staje na ich czele, a owce postępują za nim, ponieważ głos jego znają”. (J 10,1-4)

O większości katolików w naszym kraju należałoby powiedzieć, że nie pasują do tego opisu. Nie słuchają głosu pasterza, nie znają Chrystusa, nie idą za Nim. Tym samym JCH, tak naprawdę, nie jest ich pasterzem.

A jak jest z tobą? Czy słuchasz pasterza? Jesteś Jego owcą?

Wiesz jak powinieneś słuchać Boga? Tak jak zakochani słuchają siebie. Tam nie tylko uszy słyszą, ale i oczy, i całe ciało. Zakochani chłoną słowa, spijają je i wpuszczają do serca.

Ania na swoich randkach z Robertem na pewno nie miała waty w uszach.

II. Chciałbym, byś poznał teraz obowiązki, jakie każdy z nas ma wobec Pisma Świętego. Tych obowiązków jest pięć, jak pięć palców dłoni. Każdy palec będzie symbolizował jeden obowiązek.

- Pierwszym obowiązkiem jest słuchanie. Ale nie byle jakie słuchanie. Wracam do pytania o niedzielną Ewangelię – pamiętasz jaka była? Jeśli nie pamiętasz to… właśnie nie o takie słuchanie chodzi. Chciałbym, byś tak słuchał, by po wyjściu z kościoła móc pamiętać Boże Słowo, choć główną myśl, choć jakieś zdanie.

- Drugim obowiązkiem jest czytanie Biblii, tak jak każdej książki. Wiedz jednak, że Biblia to cała biblioteka – niekoniecznie musisz zaczynać czytanie od pierwszej książki na półce, możesz poszukać czegoś w środku, na przykład zacząć czytanie od Ewangelii. A co byś powiedział, gdybym już teraz zachęcił cię do czytania Ewangelii Łukasza? I nie chodzi o przeczytanie jej „na raz”, ale o nawyk systematycznego czytania.

- Trzecim obowiązkiem jest studiowanie. Brzmi to bardzo poważnie, ale sprawa jest prostsza niż się wydaje. O co chodzi z tym studiowaniem? Nie trzeba zapisać się na wydział teologiczny. Chodzi mi o coś zdecydowanie prostszego. Tak, jak w czytaniu chodzi o poznanie całości (czytamy zatem np. całą Ewangelię), tak w studiowaniu chodzi o pogłębione zrozumienie małego fragmentu – cząstki. Bierzemy zatem mały fragment – kilka, kilkanaście wersetów. Czytamy go raz, drugi, trzeci. Czytamy przypisy do tego tekstu, które są na dole, zaglądamy do innych fragmentów, do których nas przypisy odsyłają. Staramy się o tym pomyśleć, zastanowić się. Tak wygląda najprostsze studiowanie.

Za chwilę podpowiem ci jeszcze jedną prostą metodę studiowania, ale to za chwilę.

- teraz czas na czwarty obowiązek, jest to uczenie się Biblii na pamięć. Może nie całej, ale jakiś fragmentów, wersetów, „perełek”, które są dla ciebie ważne. Zastanów się ile fragmentów Biblii potrafisz powiedzieć z pamięci ze S i NT? Tak „na blachę” – słowo w słowo i określić jednocześnie jaka to księga, rozdział i werset. Każdy chyba zna dwa fragmenty (10 Bożych Przykazań i Ojcze nasz), ale rzecz w tym, by znać ich więcej. Chodzi o to, by wypełnić swoją głowę, swoje myśli i daj Boże swoje serce Bożym Słowem. Dlaczego mi na tym zależy? Bo od tego, co będzie w twojej głowie zależy to, jak wyglądać będzie twoje życie. Będziesz miał w głowie głupoty… w życiu będziesz tymi głupotami żył. Będziesz miał mądrość Bożego Słowa, ta mądrość pokieruje twoim życiem.

- czas na kolejny obowiązek. Jest nim posłuszeństwo. Posłuszeństwo jest najważniejsze. Weź do ręki Pismo św. Każdy palec to jeden obowiązek. Cztery palce z góry to słuchanie, czytanie, studiowanie i uczenie się na pamięć. Kciuk podtrzymujący Biblię od dołu to posłuszeństwo.

Który z tych palców jest najważniejszy? Gdy zabraknie się uczenia na pamięć (powiedzmy, że to mały palec), to Biblia dalej będzie w twoim ręku ( i życiu, bo jest to symbol obecności Pisma Świętego w twoim życiu), choć to trzymanie nie będzie już takie pewne. Trzymanie będzie jeszcze bardziej niepewne, gdy zabraknie studiowania ( serdeczny ), ale Biblia dalej jakoś w tej dłoni trzymać się będzie. Nie wiem, czy utrzymałbyś dużą, ciężką księgę Biblii w dwóch palcach? Gdybyś oderwał palec środkowy ( czytanie ), pewnie Biblia wypadłaby z twojej ręki. Faktycznie Biblia „wypada” z życia człowieka, który nie jest nią zainteresowany.

Zauważ jednak, że gdy zabierzemy kciuk, gdy wycofamy posłuszeństwo, to Biblia natychmiast wypadnie z ręki – „wypadnie” z naszego życia.

Zauważ więcej – Biblia wypadnie nawet wtedy, gdy spełnimy skrupulatnie wszystkie cztery obowiązki. Jeśli będziemy słuchać, czytać, studiować i uczyć się na pamięć, a nie będziemy posłuszni temu, co poznaliśmy, to … do niczego się to wszystko przyda.

 

Warto zapamiętać niezwykle ważną rzecz:

- słuchamy po to, byśmy temu, co usłyszymy byli posłuszni,

- czytamy, byśmy temu, co wyczytamy byli posłuszni,

- studiujemy, byśmy temu, co w ten sposób poznamy byli posłuszni,

- uczymy się na pamięć, by temu, co jest w naszej głowie być posłusznym.

 

Posłuszeństwo Bożemu Słowu jest najważniejsze.

 

( I na koniec obiecany na str. 5 ) - SPOSÓB NA STUDIOWANIE

Obiecałem nauczyć cię pewnej metody studiowania. Wypełniam obietnicę. Ta metoda nie wymaga jakiś wielkich środków. Nie trzeba iść na studia, nie trzeba kupować kosztownych słowników i encyklopedii. Jedyną pomocą będzie twoja lewa dłoń, a w zasadzie palce tej dłoni.

Każdy palec to będzie jedno pytanie, które trzeba będzie zadać.

Teraz „krok po kroku” omówię całą metodę.

Najpierw wybierz fragment, który chcesz przestudiować. Może to być na przykład Ewangelia ze zbliżającej się niedzieli – taki rozmiar tekstu jest optymalny, jednocześnie studiując niedzielną Ewangelię przygotujesz się znakomicie do przeżycia Eucharystii. Przeczytaj ten tekst dwa, trzy razy, spójrz na przypisy.

I teraz to co jest istotne w tej metodzie: zadaj sobie, do tego tekstu, pięć pytań. Każdy palec będzie swojego rodzaju ściągą do pytania.

- Pytanie pierwsze: Co w tym tekście jest o miłości? Miłości Bożej, ludzkiej? Nie musi być tam słowo miłość, mogą być inne słowa, czy jeszcze częściej sytuacje, które na miłość będą wskazywać.

Każdy palec nada się na ściągę do tego pytania. Palec serdeczny do noszenia zaręczynowych pierścionków i ślubnych obrączek.

- Drugie pytanie jest takie: co w tym tekście jest o grzechu? Znowu nie chodzi o samo słowo, ale sytuację, Boże nauczanie na temat odchodzenia człowieka od Boga. Który palec przyda się tu na ściągę? Palec wskazujący (skazujący), tym palcem mama czy nauczyciel grozi dziecku, gdy dziecko coś zmalowało, albo ma ochotę coś przeskrobać.

- Kciuk skierowany do góry to życzenia szczęścia, powodzenia. Bóg ci tego życzy, ale jest też coś więcej. Daje ci wskazówki, drogowskazy, pokazuje drogę, którą masz iść byś to powodzenie znalazł.

Kciuk zatem będzie cie prowadził, byś zadał pytanie: czy znajdują się w tym tekście jakieś wskazówki dla twojego życia? Pójdziesz za wskazówkami – będziesz miał powodzenie, nie pójdziesz – czeka cię klęska ( kciuk do dołu ).

- Czas na palec, który nazywamy środkowym. Jest najdłuższy, jest w środku, a zatem stanowi pewną oś, wokół której wszystko się obraca. 

Ten palec to ściąga do zadania pytania: Jaka jest centralna myśl tego tekstu? Jak można ten tekst wyrazić jednym zdaniem? Można też postąpić inaczej – jaki można dać temu tekstowi tytuł oddający właściwie jego treść?

Jeśli potrafisz jakiś tekst właściwie streścić to znaczy, że „kapujesz” o czym ten tekst jest.

- Został najmniejszy palec, ale to nie znaczy, że jest najmniej ważny. Jeśli zegniemy palce lewej dłoni, to przy pewnym wkładzie wyobraźni w małym palcu zobaczymy kształt znaku zapytania. Będzie to podpowiedź, by zapytać, czego w tym tekście nie rozumiem? To jest bardzo ważne pytanie. Jeśli wiesz czego nie wiesz, to masz szansę na szukanie odpowiedzi.

Poznałeś pewną teorię – obowiązki wobec Pisma Świętego i prostą metodę studiowania. Czas na praktykę, czas na pewne decyzje – czas na działanie.

Powinno ono dotyczyć twojego słuchania Biblii, czytania, studiowania i poznawania jej fragmentów na pamięć. Przede wszystkim powinna to być decyzja, by tym słowem zacząć żyć, czyli decyzja o posłuszeństwie.

 

 

Moja propozycja jest taka:

Każdego dnia czytaj fragment Biblii ( przypomnę – możesz rozpocząć od Ewangelii Łukasza ).

Każdego tygodnia czytaj ewangelię ze zbliżającej się niedzieli i studiuj ten fragment. Przez to później twoje słuchanie będzie lepsze. Czytania możesz znaleźć choćby na naszej stronie www.bzcr,cba.pl  albo www.mateusz.pl/czytania/

Każdego miesiąca naucz się jednego wersetu na pamięć. Módl się o łaskę życia poznanym Słowem, łaskę wypełnienia słowa.

Możesz te postanowienia po swojemu modyfikować.